Słów szkoda, gdy to znów kłamstwa są
Aż płakać się chce!
Wciąż była głucha jak pień, zepsuła mi wzrok
Zniszczyła mój sen.
Wtedy wstałem do drzwi, by wyjść
A ona za mną sie drze:
Takie są ludzkie prawa
Gdy dostajesz w zamian musisz coś dawać!
Ja tak sobie nuciłem, zastukałem w jej bęben
I spytałem ją - jak to?
Jej buty gdy zapięte już były, wyrównała garnitur
Mówiąc: Nie bądź tak miły.
Który zaraz jej dałem.
I wyrzuciła mnie precz, stałem w kurzu jak śmieć
Ludzie snuli sie wokól
Lecz czegoś nagle szukam, nie wziąłem koszuli
Więc wracam i pukam
Gdy poszła po nią próbowałem
Odnaleźć w tym sens
Obraz ciebie z tym wózkiem co tak
Opierał się wciąż.
Jej jamajski rum, kiedy przyszła natychmiast
Poprosiłem o trochę
Lecz odrzekła, że nie, że mnie nic nie rozumie
I że wypluć mam gumę
Gdy wściekała się na mnie
Wtem upadła jak kamień
Okryłem ją po czym co w szufladach ma
Chciałem zobaczyć.
A kiedy skończyłem, swój but napełniłem
I przyniosłem do ciebie
Ty mnie wtedy kochałaś, przygarnęłaś mnie zaraz
Czasu nie marnowałaś
A ja nie brałem zbyt wiele, nie życzyłem ci źle
Źle więc nie życz i mnie.