D
Sprzedają pocztówki z egzekucji
Paszporty skrzepły na brąz
A7
U lalek dziś full marynarzy
G D
I cyrk nie wiadomo skąd
D
Nadchodzi ślepy urzędnik
G D
Co w mig wprawiony jest w trans
A7
Tancereczka się kręci
G D
Nie dając mu żadnych szans
Oddział specjalny już w akcji
D
Jak psy z nosami przy ziemi
A7
Lecz mnie i mojej pani
Na tej ulicy już nie ma.
Kopciuszek jakby na luzie
Mówi: ”Gdy jesteś nikim, to spieprzaj”
I wsuwa ręce do tylnych kieszeni
Jak pewna aktoreczkaPo chwili wchodzi Romeo
Pewny, że Julia jest jegoLecz ktoś trzeźwi go mówiąc:
„Coś ci się miesza kolego”Wnet gościa odprawili
Nie mogło stać się inaczej
Kopciuszek wciąż jeszcze zmiata
Ulicę Rozpaczy.
Księżyc już prawie zniknąłGwiazdy przestały świecić
I nawet wróżka stąd
Zebrała już swoje rzeczyPrócz Kaina i Abla
I z Notre Dame dzwonnika teżWszyscy się kochają
Lub czekają na deszczA Dobry Samarytanin
Ubrany, aż miło popatrzećIdzie obejrzeć spektakl
Na Ulicy Rozpaczy.
Ofelia jest starą panną
Co pod oknem stoiLat ma dwadzieścia jeden
Bardzo o nią się boję
Jej zawód jest jej religią
Jej grzechem brak życia
Żelazną ma kamizelkę
Śmierć dla niej jest romantyczna
I choć w wielką tęczę Noego
Zauroczona patrzyCzas spędza wpadając
Na Ulicę Rozpaczy.
Einstein przeszedł tędy
Przed jakąś godziną
Przebrany za Robin Hooda
Z kufrem wspomnień w mgle zginąłWyglądał tak okropnie
Gdy żebrał o fajkę
Z nosem przy rynsztoku
Zapomniany całkiemChoć teraz był nikim
Lecz jednak kiedyś coś znaczył
Na elektrycznych grał skrzypcach
Na Ulicy Rozpaczy.
Doktor Ohyda trzyma świat swój
W kubeczku ze skóryJego bezpłciowi pacjenci
Próbują przebić muryI tutejsza przegrana
Pielęgniarka co rządzi cyjankiem
Ma w ręku karty z napisem:
„Zmiłuj się nad jego duszą”Wszyscy grają na gwizdkach
Dmuchając ile siłyUsłyszysz, gdy z Ulicy Rozpaczy
Choć trochę się wychylisz.
Teraz po drugiej stronie
Szykują się do świątPrzybili zasłony
Jak niejeden ksiądzŁyżeczką karmią Casanovę
By poczuł się pewniej
Zatruwają słów morzem
I pewnością siebieUpiór z Opery krzyczy
Do dziewcząt: „Wy się wynoście”!
Bo Casanova za to, że tu przyszedłKarany jest właśnie.
O północy nadludzka załoga
I super agenci
Zbierają tu wszystkichKtórzy wiedzą coś więcej
Biorą ich do warsztatu
Nakładają ciężary
Do serc wmontowują
Śmiercionośne zegaryWysyłają za nami
Różnorakich szpiegówBy z Ulicy Rozpaczy
Przypadkiem ktoś nie zbiegł.
Chwała Neptunowi NeronaTitanic wypływa o świcie
„Po czyjej jesteś stronie”?
Przeraźliwie krzycząNa statku kapitańskim
Walczy dwóch poetówWokół szydercze uśmiechy
I bukiety kwiatówMiędzy oknami morza
Gdzie syreny skaczą
Nie trzeba wiele myśleć
O Ulicy Rozpaczy.
Dostałem twój list wczorajAkurat gdy klamka zapadła
Więc nie żartuj pytając
Jak mi leci, do diabłaCi ludzie, o których mówisz
Zmarnieli aż tak, żeMusiałem pozmieniać
Ich imiona i twarzeNie przysyłaj mi listów
Nie chcę już na nie patrzeć
Chyba, że wyślesz je do mnie
Z Ulicy Rozpaczy.