Och, kiedyś przyjdzie ten czas, gdy ucichnie wiatr,
Zrobi się tak jak przed burzą,
Fale zaczną lekko uderzać o brzeg,
Wtedy statek podniesie się.
Morze rozstąpi się, statki znajdą cel,
Woda nagle zmętnieje jak żur,
Zagrzmi głośno tak, że nie będzie nikt spał,
Nowy dzień urodzi się znów.
Och, ryby będą się śmiać opuszczając szlak,
Mewy w locie zaśpiewają swą pieśń.
Wbite w piasek skały dumnie będą stały,
Wtedy statek wypłynie w rejs.
Tyle różnych słów wymieszało się tu,
Dla niektórych nie znaczą już nic,
A łańcuszki morza nocą pękły jak słowa,
By na dnie oceanu śnić.
Pieśń uniosła się z wiatrem napinając żagle
Na tej łodzi płynącej wzdłuż brzegu,
Słońce wszystkie twarze oświetliło razem,
Kiedy statek do portu wszedł.
Jeszcze tylko kapitan raz ostatni zapytał:
„Czy cały świat patrzy na nas dzisiaj?”
Na brzegu piasek, o dziwo, jak złocisty dywan…
Cały świat przygląda się nam.
Wrogowie jeszcze zaspani z zamkniętymi oczami,
Skoczyli z wyr myśląc, że to sen,
Szybko każą się szczypać, piszczą przy tym i krzyczą
Aż zrozumieją, że to jest już dzisiaj.
My krzykniemy z dziobu - „Któż wyciągnie was z grobu,
Jak Faraona plemię kłamiecie,
Swym wężowym jadem zatruwacie ziemię,
Lecz jak Goliat zwyciężeni będziecie.