I NIENAWIŚCI
muzyki, a także
dla Maciejów – Karpińskiego i Zembatego za
wspaniałe
przekłady.
Pieśni opracowane
na gitarę zostały dla ułatwienia podkreślone
- te właśnie pieśni gram i śpiewam z największą frajdą.
Sylwek Szweda
*
2. CZY TO
JEST TO, CZEGO CHCIAŁAŚ ? (Is This What You Wanted)
3. DEMOKRACJA (Democracy)
4. DIAMENTY
W KOPALNI (No Diamonds In The Mine)
5. DZISIAJ
TU, A JUTRO TAM (Passing Thru)
6. DZISIAJ W
NOCY BĘDZIE FAJNIE (Tonight Will Be Fine)
7. GARSTKA SAMOTNYCH BOHATERÓW (A Bunch
Of Lonesome Heroes)
8. GOŚCIE (The
Guests)
9. HOTEL CHELSEA NR 2 (Hotel Chelsea # 2)
10 JEDNO Z NAS NIE MOŻE SIĘ MYLIĆ ( One Of Us Can Not Be Wrong)
11.JEŚLI WOLA TWA (If It
Be Your Will)
12.JOANNA D’ARC (Joan Of Arc)
13.KIM
JESTEM, TY WIESZ (You Know Who I Am)
14.KOŁYSANKA
MYŚLIWEGO (Hunter’s Lullaby)
15.KTO W
PŁOMIENIACH (Who By Fire)
16.LAWINA (Avalanche)
(Hey, That’s No Way
To Say Goodbye)
20.MIŁOŚĆ WOŁA CIĘ PO IMIENIU (Love
Calls You By Your Name)
21.NAUCZYCIELE (Teachers)
22.OKNO (Window)
23.OPOWIADANIE
IZAAKA (Story Of Isaac)
24.PARTYZANT (The Partisan)
25.PRAWDZIWA
MIŁOŚĆ NIE ZOSTAWIA ŚLADÓW
(True Love Leaves
No Traces)
26.PRAWO (The
Law)
27.PTAK NA DRUCIE (Bird On The
Wire)
28.RZEŹNIK (The Butcher)
29.SIOSTRY
MIŁOSIERDZIA (Sisters Of Mercy)
30.SŁYNNY
NIEBIESKI PROCHOWIEC (Famous Blue Raincoat)
31.STRZĘP PRÓBY
KOSTIUMOWEJ (Dress
Rehearsal Rag)
32.ŚMIERĆ DZIWKARZA (Death Of Ladies
Man)
33.TAŃCZ MNIE PO MIŁOŚCI KRES (Dance Me To The End Of Love)
34.ULICZNE OPOWIEŚCI (Stories
Of The Street)
35.WCIĄŻ WOJNA TRWA (There Is A War)
36.WSPOMNIENIA (Memories)
37.W TAJNYM ŻYCIU MYM (In My
Secret Life)
38.WYDAJE
SIĘ TAK DAWNO, NANCY (Seems So Long Ago, Nancy)
39.ZABIERZ TĘSKNOTĘ (Take This Longing)
40.ZAMGLONE ŻYCIE (The Smokey Life)
41.ZABŁĄKANY KANADYJCZYK (The lost Canadian)
42.ZA PIĘKNEM WĘDROWAŁEM (Came So Far For Beauty)
43.ZDRAJCA (The Traitor)
44.ZUZANNA
(Suzanne)
- SŁOWO O
LEONARDZIE COHENIE
(„Hallelujah”)
C a
Tajemny akord kiedyś brzmiał
C a
Pan cieszył się, gdy Dawid grał
Ale muzyki dziś tak nikt nie czuje
Kwarta i kwinta szło jak z nut
a F
Raz wyżej w dur, raz niżej w moll
Nieszczęsny król ułożył – alleluja
Alleluja, alleluja
Alleluja, alleluja
Na wiarę nic nie chciałeś brać
Lecz sprawił to księżyca blask
Że piękność jej na zawsze Cię podbiła
Kuchenne krzesło tronem Twym
Ostrzygła Cię już nie masz sił
I z gardła Ci wydarła – alleluja
Dlaczego mi zarzucasz wciąż
Że nadaremno wzywam Go
Ja przecież nawet nie znam Go z imienia
Jest w każdym słowie światła błysk
Nieważne, czy usłyszysz dziś
Najświętsze, czy pęknięte – alleluja
Tak się starałem, ale cóż
Dotykam tylko, zamiast czuć
Lecz mówię prawdę, nie chcę was oszukać
I chociaż wszystko poszło źle
Przed Panem Pieśni stawię się
Na ustach mając tylko - alleluja
(„Is
This What You Wanted”)
A A7
D D7 A
Ty byłaś obietnicą o świcie, ja następnym rankiem
A
A7 D D7 A A7
Ty byłaś Jezusem Chrystusem, ja nędznym lichwiarzem
Ty byłaś zmysłową kobietą, a ja Zygmuntem Freudem
Ty byłaś manualnym orgazmem, a ja niewinnym chłopcem.
fis
Ref. Czy
to jest to, czego chciałaś
Ten dom,
który jest nawiedzany
E A
A - Gis
Przez widma – ciebie i mnie ?
fis
Czy to
jest to, czego chciałaś
Ten dom,
który jest nawiedzany
Przez
widma – ciebie i mnie ?
Ty byłaś Marlonem Brando, a ja Steve McQueen’em
Ty byłaś szarą maścią, a ja wazeliną
Ty byłaś Ojcem Współczesnej Medycyny, a ja porannym
klinem
Ty byłaś kurwą, Bestią Babilonu, a ja Rin Tin Tinem
Jesteś stara i siwa, a ja ciągle chłopcem
Wciąż pożądasz wielu, a ja sypiam z jedną
Zwyciężyłaś samotność, mnie przychodzi to trudniej
Mówisz, że mnie nie kochasz, ja rozpinam twą suknię
(„Democracy”)
z tamtych nocy na placu Tiananmen.
Z uczucia, że to jest,
nierealna raczej rzecz,
lub realna – lecz tu nie ma jej.
Z wojen ładu z nieporządkiem,
z wycia syren w noc i dzień;
z żaru ognisk dla bezdomnych,
z żużlu, w którym spłonął gej:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Nadchodzi przez pęknięcia ścian,
pośród wieszczych alkoholu fal;
i kazania, które Bóg
włożył do Jezusa ust,
a którego nie rozumiem nawet ja.
Nadchodzi z wielkiej ciszy,
która nad zatoką trwa,
z głębi serca Chevroleta,
krew w smarze tłucze się:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Nadchodzi ze smutku ulic miast,
ze świętych miejsc spotkania wszystkich ras;
I z tych samobójczych kłótni,
które trwają w każdej kuchni,
kto dziś będzie usługiwał, a kto jadł.
Z źródeł niezadowolenia,
z modlitw kobiet, świętych słów,
z bożej chwały na pustyni
tutaj i daleko gdzieś:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Więc płyń, więc płyń,
Potężny Statku nasz !
przez Rafy Chciwości
do Wybrzeży Miłości
wśród Nienawiści Skał
więc płyń, więc płyń
więc płyń
Do Ameryki puka bram,
kolebki dobra oraz zła.
Tu znają rzeczy skalę,
tu części są na zmianę,
tu trwa spirytualna gra.
Z rodziną dzieje się tu marnie,
a samotni twierdzą, że
serca muszą być otwarte:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Nadchodzi od mężczyzn i kobiet;
maleńka, znowu będę kochał cię.
Zagłębiony w ciebie tak,
że aż rzeka zacznie łkać.
Słowo Amen zaś wypowie górski żleb.
Nadchodzi, jak przypływu wir
Księżyc na niebie drży.
Królewska, tajemnicza
Zalotnie stroi się:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
Więc płyń, więc płyń
potężny Statku nasz !
przez Rafy Chciwości
do Wybrzeży Miłości
wśród Nienawiści Skał
więc płyń, więc płyń
więc płyń
Sentymentalny z wiekiem robię się:
Kocham ten kraj, choć w scenografii złej.
Nie jestem z lewej ani z prawej,
we własnym domu w nocy bawię,
topiąc wzrok w ekranu mętnym szkle.
Lecz w uporze trwam jak śmieci wór.
Czas rozkładu nie oznacza już,
jestem wrakiem, który trzyma wciąż
bukiecik w dłoni swej:
Nadchodzi Demokracja do krainy tej.
(„No
Diamonds In The Mine”)
Kobieta w błękitach okrutnej zemsty chce
Mężczyzna w bieli – to ty, przyjaciół ma wciąż mniej
Wszystkie rzeki wypełnia starych puszek rdza
A w twej Ziemi Obiecanej pożar trawi las
Ref. Nie
ma już żadnego listu w skrzynce !
Nie ma
już cukierków w bombonierkach wszystkich twych !
Więc powiadasz, że twój miły odniósł wiele ciężkich ran
W związku z wyżej wymienionym dość poważny kłopot mam
Sam widziałem, jak pożerał żywcem jedną z pań
Kiedy Pierwsi Chrześcijanie umierali w paszczy lwa
Ach, nie jest zbyt wygodnie w kotle czarownicy tkwić
Dezynfekcja wrzącej smoły nie pomoże nic a nic
Rewolucji Wielka Chluba energiczny pewien gość
W zabijaniu własnych dzieci wytresował kobiet moc
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„Passing
Thru”)
Zapytałem raz Jezusa, czy nienawiść w sercu ma
do ludzkości, co skazała go na krzyż ?
- O miłości lepiej mów, nie mam czasu bywaj zdrów;
tyle jeszcze do zrobienia, muszę iść. Tak jak ty !
Ref.
Dzisiaj tu, jutro tam
każda
radość krótko trwa,
Dobrze z
sobą było nam,
więc śpiewajmy: dzisiaj tu, a
jutro tam
Kiedy Adam raj opuszczał z jednym jabłkiem w dłoni swej,
zapytałem go, co dalej będzie z nim ?
- Będę orał, sadził, siał, o Kaina syna dbał.
Teraz całkiem sam zostałem, muszę iść. Tak jak wy !
Byłem razem z Waszyngtonem, gdy na chłodzie z armią drżał
i spytałem, w imię czego cierpią tak ?
- Bo kiedy człowiek rację ma, nawet życie za nią da,
choćby wiedział, że odejdzie tak czy siak.
Kiedy Franklin Roosvelt konał, usłyszałem jego głos,
Rzekł: - „Z tej wojny zjednoczony wyjdzie świat.” – Stary dureń !
Bo czy Rosjanin, czy wuj Sam, każdy z nas jest taki sam,
Jedna droga – dzisiaj tu, a jutro tam.
(“Tonight
Will Be Fine”)
Przysięgaliśmy sobie wytrwać w naszej miłości
Ty kochałaś powoli, ja skakałem jak pchełka
Dzisiaj jestem za cienki, a twa miłość za wielka
Ref. Ale
wiem z oczu twych
D A
Uśmiech twój
mówi mi
D A
Że tej
nocy jeszcze raz
Fajnie przez jakiś czas
Sam troskliwie wybrałem to wspaniałe mieszkanie
Okna są w nim za małe, nic nie wisi na ścianie
Jedno tylko jest łóżko, tylko jedna modlitwa
Aż do rana się modlę, żebyś wreszcie już przyszła
Lubię patrzeć, jak ona się dla mnie rozbiera
Naga mięknie od razu, gdy miłość w niej wzbiera
Całym ciałem porusza, jest odważna i piękna
Gdybym już nie zapomniał, chciałbym o tym pamiętać
Tłumaczył:
Maciej Zembaty
(“A Bunch Of Lonesome Heroes”)
Garstka samotnych i skłóconych bohaterów
Noga za nogą przemierzała szlak
Ciemna i gęsta noc zapadła między nimi
Zwyczajny ciężar każdemu zginał kark
„Chcę opowiedzieć o sobie”
Najmłodszy śmiałek rzekł
„Chcę opowiedzieć o sobie
Nim w złoto zmienię się”
Lecz nikt go nie mógł usłyszeć
W tę ciemną i gęstą noc
Bohaterowie na zawsze pozostaną
Tam gdzie my sami byliśmy tylko raz
Odłóż papierosa, kochanie
Zbyt długo już byłaś sama
Opowiedz nam, co robiłaś
I dlaczego się nie udało
Ta pieśń jest dla żołnierzy
Ta pieśń jest dla świerszczy
Ta pieśń jest dla twoich dzieci
Dla wszystkich, którzy mnie nie chcą
„Chcę opowiedzieć o sobie”
Najmłodszy śmiałek rzekł
„Chcę opowiedzieć o sobie
Bo czuję, że już w złoto zmieniam się”
(“The
Guests”)
Jeden po drugim Goście wciąż
nadchodzą z różnych stron
Wielu z otwartym sercem
F E
z pękniętym mało kto
I nie wie nikt dokąd noc prowadzi
i po cóż im płynie wino z kadzi
Ja chcę kochać, kochać, kochać, kochać, ach
chcę kochać dziś
Ci, którzy tańczą, nuże tańczyć
Ci, którzy płaczą, łkać
- Witajcie wszyscy ! – woła Głos
Do środka proszę was
I wchodzą potykając się
samotni, pełni smutku
I mówią: Odsłoń wreszcie twarz !
lub – Czemuś mnie opuścił ?
W blasku pochodni wielkie drzwi
otwarły się na oścież
Jeden po drugim wchodzą więc
targani namiętnością
I biesiadują spiesząc się
bo pałac znika już
Jeden po drugim wrócą przez
ten ogrodowy mur
Ci, którzy tańczą, nuże tańczyć
ci, którzy płaczą, łkać
A ci, którzy zbłądzili
znów błądzą, jeszcze raz
Jeden po drugim Goście wciąż
nadchodzą z różnych stron
Wielu z pękniętym sercem
z otwartym mało kto
9. HOTEL CHELSEA NR 2
(„Chelsea Hotel # 2”)
Ciągle jeszcze pamiętam Hotel Chelsea i ciebie
twoje słowa odważne i słodkie
Na wymiętej pościeli pracowałaś ustami
limuzyny czekały pod oknem
d B
goniliśmy za forsą i seksem
Robotnicy w piosenkach rzecz tę zwali miłością
i zapewne nazywają dziś jeszcze
Ref.
A potem odeszłaś, czyż nie tak, kochanie ?
odwróciłaś się do tłumu plecami
B F
Odeszłaś
i nigdy nie słyszałem już więcej:
Chcę
ciebie, nie chcę ciebie
chcę
ciebie , nie chcę ciebie
To
brzmiało mniej więcej tak
Ciągle jeszcze pamiętam Hotel Chelsea i ciebie
o twym sercu krążyły legendy
Powtarzałaś mi w kółko, że wolisz przystojnych
ale dla mnie zrobiłaś wyjątek
Wygrażałaś pięściami tym, którzy jak my
pozbawieni piękna są niczym
Lecz po chwili dodałaś: Nie ma się czym przejmować
F C
B F
Nie chcę przez to powiedzieć, że cię bardzo kochałem
Trudno, było, minęło i przeszło
Ciągle jeszcze pamiętam Hotel Chelsea i ciebie
lecz nie myślę o tobie zbyt często
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„One Of
Us Can Not Be Wrong”)
D e G D
Zapaliłem zielony ogarek, by zazdrość ukłuła cię też
Lecz zleciały się zewsząd komary na wieść, że już można
mnie zjeść
h
fis G D
Zebrałem więc pył z szarych nocy i dni i wsypałem w twój
but pełną garść
e C e D C
Postąpiłem jak zbój dewastując twój strój, którym
przecież podbiłaś ten świat
Do lekarza zaniosłem swe serce, powiedział, że nie jest
tak źle
I sam sobie wypisał receptę i imię wymienił w niej twe
I zamknął się sam w bibliotece a tam z naszych nocy
doniesień miał stos
Dowiedziałem się wnet, że skończony to człek, że praktykę
zaniedbał ten gość
Pewien święty też kochał się w tobie, słuchałem go przez
jakiś czas
Nauczał, że miłość powinna silniejszy niż złoto słać
blask
Już bym wiarę mu dał, już przekonać mnie miał, lecz
utopił się święty ów mąż
Ciało znikło a duch nieśmiertelny za dwóch, dalej bzdury
te same plótł wciąż
Zaprosił mnie pewien Eskimos, wyświetlił najnowszy twój
film
Nieszczęsny dygotał jak listek i siny od zimna aż był
Przypuszczam, że zmarzł, gdy wiatr suknię ci zdarł i już
nigdy nie przestał się trząść
Wyszłaś pięknie, mój śnie, w tej zadymce, we mgle, proszę
pozwól, niech wejdę w twój
sztorm
Tłumaczył: Maciej Zembaty
Jeśli wola Twa
D
cis
To umilknę znów
I uciszę głos
Tak jak kiedyś już
cis H
I w milczeniu
tym
cis H
Będę czekał aż
A E
Znowu wezwiesz
mnie
H
Jeśli wola Twa
Jeśli wola Twa
Prawdą zabrzmi głos
I z Kalwarii tej
Pieśń zaśpiewam swą
I z Kalwarii
tej
Modły w górę
wzniosą się
Jeśli wola Twa
Zaśpiewam
pieśń
Jeśli wola Twa
Jeśli wybór masz
Rzekom wodę daj
Wzgórzom radość daj
Litościwy bądź
Dla płonących
w piekle serc
Jeśli wola Twa
To ulecz je
I mocniej nas zwiąż
I bliżej weź
W zabójczych ubraniach
Wszystkie dzieci Twe
W świetlistych
łachmanach
Gotowe na kaźń
I zakończ tę
noc
Jeśli wola Twa
(„Joan Of Arc”)
Tylko płomień biegnie za Joanną
Kiedy jedzie konno przez ciemność
Nawet księżyc jej zbroi nie złoci
Jest sama wśród dymu i nocy
I mówi: - Już mnie ta wojna zmęczyła
Chcę być znowu taka jak byłam
Chcę pod białym weselnym przybraniem
Ukryć moje wielkie pożądanie
Że tak mówisz szczerze się raduję
Co dzień patrzę jak tędy cwałujesz
Muszę zdobyć – coś we mnie aż wyje
Tę samotną, zimną heroinę
Kim ty jesteś, jakie twoje imię ?
Zapytała ukrytego w dymie
Jestem ogień – przedstawił się głośno
Kocham twoją dumę i samotność
Jeśli ognia masz w sobie za mało
Ja ogrzeję cię mym własnym ciałem
Rzekł i runął na nią by czym prędzej
Stać się jej jedynym oblubieńcem
Potem ukrył prochy Joanny
Na dnie serca płonącego nieustannie
A popioły z jej sukienki rozsypał
Nad głowami tłumu weselników
A gdy ukrył prochy Joanny
Na dnie serca płonącego nieustannie
Wtedy nagle pojęła ze zdumieniem
Że jest drewnem – skoro on jest płomieniem
Ja widziałem jej łzy i cierpienie
I blask chwały w gasnącym spojrzeniu
Czy do mnie też przyjdziesz miłości
Tak okrutna i pełna jasności ?
(„You
Know Who I Am”)
a h
Daremnie wszędzie ścigam cię
a h
Daremnie za mną gnasz
Jak wieczny dystans kładziesz mnie
Pomiędzy wszystko, co może się stać
Ref. Kim
jestem ty wiesz
Ty znasz
słońca blask
Ja
zmieniam cię wciąż
Dzisiaj
nikt, jutro ktoś
E
Raz po
raz
Czasami chcę cię nagiej
Czasami dzikiej
znów
Noszącej w sobie dzieci me
I mordującej płód
Porzucę wszelki opór
Gdy natrafisz na mój ślad
Nauczę cię, jak można
Naprawić ludzki wrak
Daremnie wszędzie ścigam cię
Daremnie za mną gnasz
Jak wieczny dystans kładziesz mnie
Pomiędzy wszystko co może się stać
Tłumaczył: Maciej Zembaty
Twój ojciec jest na łowach
Nie może zabrać żony swej
Nie może dziecka wziąć
Twój ojciec znów poluje
Przez glinę, lotny piach
I nie może z nim kobieta pójść
Chociaż dobrze drogę zna
Twój ojciec znów poluje
Przez srebro i na szkle
Gdzie tylko chciwość wejdzie
Lecz duch, duch nie może przejść
Twój ojciec jest na łowach
On bestię schwytać chce
Zostawił śpiące dziecko
I błogosławieństwo swe
Twój ojciec jest na łowach
Szczęśliwca stracił wdzięk
I stracił czujne serce
Które strzegło go przed złem
Twój ojciec jest na łowach
Pożegnać kazał cię
Ostrzegał, że nic go nie wstrzyma
Więc nie będę próbował, o nie
(„Who By Fire”)
a G
a a G
a
Kto w płomieniach ? Kto w odmętach ?
Kto w blasku słońca ? Kto w ciemnościach ?
Kto w ciężkiej próbie ? Kto ot tak sobie ?
Kto w pięknym, pięknym maju ? Kto w powolnym konaniu ?
a F E
I jak nazwać tego kto wzywa ?
Kto w kościelnej ławie ? Kto z nieumiarkowania ?
Kto z miłości ? Kto z wściekłości ?
Kto pod lawiną ? Kto pod pyłem ?
Kto z przepicia ? Kto z pragnienia ?
I jak nazwać tego kto wzywa ?
Kto pogodzony ? Kto zaskoczony ?
Kto w pustelni ? Kto przed zwierciadłem ?
Kto z rozkazu swej pani ? Kto z własnej ręki ?
Kto w śmiertelnym strachu ? Kto w blasku potęgi ?
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„Avalanche”)
a
F
W lawinę wszedłem która wnet
a E a
przykryła duszę mą
a F
Czy wiesz, że garbus, znany ci
a E a
pod złotym wzgórzem śpi ?
Ty, która chcesz pokonać ból
a
F E7
musisz służyć, dobrze służyć mi
Czasem się otrzesz o mój bok
po złoto schodząc tu
i karmisz karła, chociaż on
nie skarży się na głód
Na cóż mu towarzystwo twe
on w samym środku, w środku świata jest ?
Na ten piedestał to nie ty
dźwignęłaś przecież mnie
nagością budząc śmiech
Ja jestem piedestałem sam
na którym wznosi, wznosi się mój garb
Ty, która chcesz pokonać ból
jak masz dostąpić moich łask
te okruszyny dając mi
zamiast swą miłość dać ?
Nikt nie uwierzy tu w twój ból
jest tylko cieniem, cieniem moich ran
Dzisiaj za tobą tęsknię choć
nie wierzę przecież w nic
Dzisiaj o ciebie proszę choć
niczego nie brak mi
Ty, mówisz, że odeszłaś już
lecz jeszcze czuję, czuję oddech twój
Łachmanów nie noś, dobrze wiem
nie jesteś biedna tak
i mniej gwałtownie kochaj mnie
gdy ci odwagi brak
Na miłość twoją kolej dziś
twe ciało już na sobie mam
d a d a
d
Prosiłem Ojca
a
– Ojcze, daj mi nowe imię
d
Bo stare już splamiło się
a
Strachem i wstydem
Ref.
Lover, lover, lover, lover, lover, lover
C
Come back to me !
Lover, lover, lover, lover, lover,
lover
Come back to me !
Odrzekł – Na prośbę
W tym ciele cię zamknąłem
Możesz nim radość dać kobiecie
Lub zrobić z niego oręż
- Pozwól mi zacząć jeszcze raz
Błagałem - pozwól jeszcze raz
I znów na twardym gruncie stać
Rzekł – Ja nie odwracałem się
Nigdzie nie odchodziłem
Sam zasłoniłeś moją twarz
Sam wzniosłeś te świątynie
Niech głos tej pieśni wzniesie się
Radością i swobodą
I niechaj będzie tarczą twą
Przeciwko wszystkim wrogom
(Our Lady Of Solitude)
Przez całe długie lato
W mej duszy rosła wciąż
Gęstwiną pełną cierni
Miała zręczne, chłodne palce
Niczym prządka
Miała ciało pełne światła
Pełen mroku miała wdzięk
Pieściła mnie przez całe lato
Aż poznałem ją dokładnie
Twarzą w twarz
Nosi strój błękitno-srebrny
Jest milcząca, skąpi słów
Całego świata jest schronieniem
Mistrzynią, ach, mistrzynią
Ludzkich serc
O Madonno, Królowo Samotności
Podziękowania ślę
Za to, że byłem z tobą blisko
Chociaż wielu, bardzo wielu
Nie zna Cię
Miała ciało pełne światła
Pełen mroku miała wdzięk
Pieściła mnie przez całe lato
Aż poznałem ją dokładnie
Twarzą w twarz
(„Hey, That’s No Way To Say Goodbye”)
Kochałem cię dziś rano ust naszych ciepła słodycz
fis
Jak senna, złota burza, nade mną twoje włosy
Przed nami na tym świecie już inni się kochali
I w mieście albo w lesie też tak się uśmiechali
fis
A teraz trzeba zacząć rozłączać się po trochu
Twe oczy posmutniały
Maleńka, nie wolno się żegnać w ten sposób
Na pewno cię nie zdradzę, odprowadź mnie do rogu
Ty wiesz, że nasze kroki zrymują się ze sobą
Twa miłość pójdzie ze mną, a moja tu zostanie
I tak się będą zmieniać jak brzeg i morskie fale
Czy miłość to kajdany ? Nie mówmy lepiej o tym
Twe oczy posmutniały
Maleńka, nie wolno się żegnać w ten sposób
Kochałem cię dziś rano, ust naszych miękka słodycz
Jak senna złota burza, nade mną twoje włosy
Przed nami na tym świecie już inni się kochali
I w mieście albo w lesie, też tak się uśmiechali
Czy miłość to kajdany ? Nie mówmy lepiej o tym
Twe oczy posmutniały
Maleńka, nie wolno się żegnać w ten sposób
(„Love
Calls You By Your Name”)
Myślałaś, że to się nie zdarza
Ludziom podobnym do ciebie
Stłumione bicie twego serca
Należy już do legend
Między skazą i znamieniem
Między krwotokiem i oceanem
Między deszczem i śniegowym bałwanem
Jeszcze raz, jeszcze raz
Miłość woła cię po imieniu
Wielbisz i potępiasz wciąż
Kobiety z twego notatnika
Że się paznokci twych czepiają
Gdy się po szczeblach sławy wspinasz
Lecz tu, właśnie tu
Między przyjemnością i więzieniem
Między mrokiem i światłami sceny
Między epoką i godziną
Jeszcze raz, jeszcze raz
Miłość woła cię po imieniu
Samotność dźwigasz jak karabin
Z którego nie potrafisz strzelać
Czasem zapuszczasz się do kina
I wspinasz się na ekran
A tu, właśnie tu
Między księżycem i zaułkiem
Między tunelem i pociągiem
Między ofiarą i jej piętnem
Jeszcze raz, jeszcze raz
Miłość woła cię po imieniu
Pani wciąż myśli o miłości
O którą nigdy nie wołałem
Schodziłem już po setkach schodów
Zawsze kierując się tym samym
A tu, właśnie tu
Między tancerzem i kaleką
Między żaglowcem i rynsztokiem
Między gazetą i sumieniem
Jeszcze raz, jeszcze raz
Miłość woła cię po imieniu
Gdzie jesteś Judy, gdzie jesteś Ann ?
Skąd wasz bohater tu się wziął ?
Ten który pytał po zdjęciu bandaży
Czy utykam, czy jestem naprawdę kulawy ?
A tu, właśnie tu
Między zbożem i wiatrakiem
Między zmierzchem i łańcuchem
Między litością i cierpieniem
Jeszcze raz, jeszcze raz
Miłość woła cię po imieniu...
(„Teachers”)
a F a F
Poznałem raz pewną kobietę o włosach najczarniejszych w
świecie
a F a
- Czy jesteś nauczycielką serca ! Tak, ale nie dla ciebie
!
Dziewczynę znów spotkałem potem, jej włosy były
szczerozłote
- Czy jesteś nauczycielką serca ? Odrzekła miękko - Nie
Aż w jakimś zatraconym miejscu, natknąłem się na
pomyleńca
- Idź za mną – rzekł ów mądry człek, lecz zaraz przepadł
gdzieś
Poszedłem do szpitala, w którym nie było chorych, ani
zdrowych
Przyszedł ranek i południe, ostry skalpel chirurgiczny
Leżał sobie przy obiedzie obok mojej srebrnej łyżki
Przez pomyłkę dziewczyn parę weszło w moją świeżą ranę
- Czy jesteście nauczycielkami serca ? - Uczymy pękać serca stare
- Mój Boże, czy cierpiałem dość ? - Dziecko została z ciebie kość
- Ile płacę za to wszystko ? - Zapłacisz później nienawiścią
Znienawidziłem wszystkie miejsca, wszystkie twarze i
zajęcia
Ktoś zapytał, czego chcę. Pragnąłem by ktoś objął mnie
Obejmowały mnie kobiety, później robili to faceci
- Czy ma namiętność jest doskonała ? - Nie, jeszcze musisz się postarać
- Czy mój śpiew wam się podoba ? - Znowu pomyliłeś słowa
- Czy jesteście nauczycielami serca ? - Uczymy stare serca ciszy
Wszyscy wybuchnęli śmiechem - Czy odrobiłeś lekcje ?
-
Czy odrobiłeś lekcje ? - Czy odrobiłeś lekcje ?
Tłumaczył: Maciej Zembaty
(„The Window”)
Dlaczego stoisz przy oknie
Wciąż piękną i dumną chcąc być ?
Twe piersi kaleczy cierń nocy
Włócznia wieku w twym boku już tkwi
Giniesz w łachmanach sumienia
Szukając zapachów i barw
Nerwy napięte i srebrne
Zwiotczały, stoczyła je rdza
Ref.
Miłości wybrana
Miłości
zmrożona
Plątanina
materii i ducha
Wybranko
aniołów
Demonów i
świętych
Zastępu
złamanych serc
Uspokój tę duszę
Ucałuj policzek księżyca
I z chmury niewiedzy swej wyjdź
Nowe Jeruzalem spłonęło
Po cóż czekać w ruinach na świt?
Na trudy się nie skarż ni słowem
I niech nie współczuje ci nikt
Jak róża po drabinie cierniowej
Pnij się w górę w milczeniu
przez łzy
Rzuć potem swą różę do ognia
I słońcu w ofierze ją złóż
Zaś słońce niech weźmie w
ramiona
Najświętszy Jedyny Bóg
Bóg marzy o śmierci litery
Bo żaden nie znaczy nic znak
Lecz sprzyja ciągłemu jąkaniu
Słów chcących ciałem się stać
(„Story Of Isaac”)
a F a F
Drzwi się otwarły z wolna, mój ojciec stanął w drzwiach
Miałem wtedy dziewięć lat
a F
a F
Stał nade mną, był wysoki, lśniły niebieskie oczy
Zimno zabrzmiał jego głos
Gdy powiedział – Miałem wizję, jestem silny, jestem
święty
Muszę spełnić, co rzekł Pan
Wyruszyliśmy więc w góry, ojciec kroczył, a ja biegłem
F G A
Złoty topór ojciec niósł
Drzewa zmalały w oczach, staw zmienił się w zwierciadło
Ojciec wypił wina łyk
I odrzucił pustą butlę, gdy rozprysła się w kawałki
Mocno ujął moją dłoń
Zobaczyłem orła, a może to sęp kołował
Nie wiem tego po dziś dzień
Ojciec zaczął wznosić ołtarz, raz obejrzał się przez
ramię
Nie pilnował prawie mnie
Wy, co wznosicie ołtarze dziś, żeby poświęcić dzieci swe
Nie czyńcie więcej tak !
Bo schemat nie jest wizją i nikogo z was nie kusił
Żaden Szatan, żaden Bóg
Wy, co stoicie nad nimi dziś i wznosicie tępe ostrza
Was nie było wtedy tam
Gdy leżałem sam na górze, gdy zadrżała ręka ojca
Porażona pięknem słów
Więc, gdy mnie zowiesz bratem swym, wybacz, jeśli zapytam
cię
Jaki masz braterstwa wzór ?
Gdy wszystko się rozpada w pył, pod przymusem zabiję cię
Lecz pomogę, gdy będę mógł
Gdy wszystko się rozpada w pył pod przymusem pomogę ci
Lecz zabiję, gdy będę mógł
Żałując naszych uniformów, ludzi pokoju, ludzi wojny
Paw rozpostarł ogon swój
Tłumaczył: Maciej Karpiński
24. PARTYZANT
(Anna
Marly/Hy Zaret wyk. Leonard Cohen)
„The Partisan”
a C E a
Gdy przełamał wróg granicę
I zażądał bym się poddał
Powiedziałem – Nie !
Wziąłem broń i zniknąłem
Moje imię zmieniam często
Żona z dziećmi gdzieś przepadła
Lecz przyjaciół mam
I kilku z nich jest ze mną
Stary człowiek nas ocalił
Na swym strychu dał schronienie
Potem nadszedł wróg
I starzec zmarł bez jęku
Trzech nas było dzisiaj rano
A wieczorem sam zostałem
Jednak muszę trwać
Granice są więzieniem
Wicher wieje,
wicher wieje
Nad grobami wicher wieje
Wolność musi przyjść
A my wyjdziemy z cienia
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„True
Love Leaves No Traces”)
Na wzgórzu ciemnym i zielonym
Blizn żadnych nie zostawia mgła
Więc i na tobie po mym ciele
Nie pozostanie żaden ślad
Dzieci przychodzą i odchodzą
Przez okna w mrocznym cieniu
Jak strzały bez swej tarczy
Jak kajdany na śniegu
Ta miłość nie zostawi śladów
Jeśli będziemy jednością
Zniknie w naszych uściskach
Jak gwiazdy nikną w słońcu
Na twoich włosach moja dłoń
Na mojej piersi twoja głowa
Odpoczywamy sobie w locie
Jak liście spadające z drzewa
Bez gwiazd czy bez księżyca
Niejedna cierpi noc
I my będziemy cierpieć
Gdy nas rozdzieli los
Lecz miłość nie zostawi śladów
Jeśli będziemy jednością
Zniknie w naszych uściskach
Jak gwiazdy nikną w słońcu
(“The Law”)
d (Dsus4 d)
a (Asus4 a)
Lecz za późno o włos
d (Dsus4 d)
Sam zostałem jak palec
a (Asus4 d)
Trudno, taki mój los
Ja nie czuję się winny
d (Dsus4 d)
Lecz rozumiem już to
Że prawo jest, ramię jest i jest dłoń /x2
Moje serce to pęcherz
W rezultacie tej gry
Gdyby księżyc miał siostrę
To taką jak ty
Będę tęsknił za tobą
Chociaż złożyć chcę broń
Prawo jest, ramię jest i jest dłoń
To był układ śmierdzący
Od pierwszego już dnia
Ja nie żądam litości
Od ludzi, nie ja
Bo jak tu żądać litości
Gdy nad tobą trwa sąd
Prawo jest, ramię jest i jest dłoń
Jak tu żądać litości
Kiedy jeszcze trwa sąd
Prawo jest, ramię jest i jest dłoń
Tyle mogę powiedzieć
Na obronę swą
Lecz chyba nie za nic
Strącono mnie stąd
Razem z moim aniołem
Runąłem na dno
Prawo jest, ramię jest i jest dłoń
(„Bird On The Wire”)
Jak ptak na drucie, jak pijak w nocnym
chórze
Próbowałem na swój sposób być wolny
Zachowałem dla ciebie wszystkie wstążki
Jeżeli
bywałem niemiły
h A
mam
nadzieję, że już wybaczyłaś
D A
Jeżeli nawet
kłamałem
h
E
Wiesz, że
ciebie oszukać nie chciałem
Jak martwy noworodek, jak bestia ostrym rogiem
Rozdzierałem każdego kto się zbliżał
Lecz przysięgam na tę pieśń i na wszystko co czyniłem źle
Że dla ciebie te grzechy naprawię
Zobaczyłem
żebraka wspartego na drewnianej kuli
Rzekł do
mnie – Nigdy nie żądaj za wiele !
A piękna
dziewczyna w drzwiach ciemnych stojąca
Zawołała –
Hej, dlaczego nie prosisz o więcej
Próbowałem na swój sposób być wolny
Tłumaczyli: Maciej Karpiński I Maciej Zembaty
(The Butcher)
Spotkałem raz rzeźnika, gdy baranka zarżnąć miał,
oskarżyłem go, że okrutny jest.
A on na to: - To mój fach. Chłopcze, nie bądź zły,
mym jedynym synem jesteś ty.
Więc znalazłem srebrną igłę i wbiłem w rękę swą,
niewielkie szczęście, niewielki ból.
Za to ciepło było mi, gdy zapadła noc.
Jak tu przetrwać nocny chłód ?
Dzisiaj kwiaty rosną tam, gdzie baranek padł;
czy miałem wznieść radosną pieśń, podziękować Panu nią ?
Rzekł: - Wędruję długo już, bądź posłuszny mi,
mym jedynym dzieckiem jesteś ty.
Wiernie przy mnie stój, wiernie przy mnie stój,
tyle było klęsk, tyle było strat.
Krew na moim ciele, w mojej duszy lód,
przejmij ster, mój synu, to twój świat
(„Sisters Of Mercy”)
Ach, Siostry Miłosierdzia są tu wciąż, nie wypędził ich
nikt
cis gis
cis gis E E4 E
One na mnie czekały, gdy myślałem, że już brak mi sił
Pocieszyły mnie najpierw a potem mi dały swą pieśń
Powinieneś zajść do nich, ty tak długo włóczyłeś się też.
Porzuciłeś to wszystko z czym nie mogłeś uporać już się
Od rodziny zacząłeś, a na duszy zakończysz wnet swej
Ze mną było tak samo, wiem, że może być gorzej niż źle
Gdy nie czujesz się święty twa samotność grzesznikiem cię
zwie
One kładły się przy mnie, ja spowiedź czyniłem im swą
Ocierały me oczy, a ja ocierałem ich pot
Gdy twe życie jest liściem zerwanym, miotanym przez czas
Swą miłością cię wzmocnią, pełną wdzięku, zieloną jak sad
Gdy wyszedłem, już spały, mam nadzieję, że udasz się tam
Nie pal światła, ich adres przy księżycu odczytać się da
Inna jest nasza miłość, a więc wszystko w porządku, ot co
Nasza miłość jest inna, a więc wszystko w porządku, ot
co /x2
Tłumaczył: Maciej Zembaty
(„Famous Blue Raincoat”)
a F d e
/x2
a
F
Jest czwarta nad ranem, już kończy się grudzień
d e
List piszę do ciebie, czy dobrze się czujesz ?
W New Yorku jest zimno, poza tym w porządku
d e
Muzyka na Clinton Street gra na okrągło
a h a
Podobno budujesz swój własny dom
h a G
W głębi pustyni, od życia nie chcesz już nic
a G
Lecz musiałeś zachować wspomnienia
C G
A Jane do
dziś kosmyk włosów ma Twych
a
h G
Wiem, że gdy dawałeś go jej, myślałeś już
o tym, by zwiać
F e
Lecz
niełatwo jest zwiać
Gdy tu byłeś ostatnio wyglądałeś jak starzec
Podniszczyłeś swój słynny niebieski prochowiec
Do każdego pociągu wychodziłeś na dworzec
Bez swej Lili Marlene pojechałeś do domu
Dałeś mojej kobiecie swego życia ledwie strzęp
Nie jest już moją żoną i Twoją też nie
Ciągle widzę
Cię z różą w zębach, choć wiem
Że to tani
był greps, lecz spodobał się Jane
Jane pozdrawia
Cię też
Cóż mam ci powiedzieć mój bracie, mój kacie
Sam nie wiem, czy pisać, czy nie...
Brakuje mi ciebie, przebaczam od siebie
To dobrze, żeś w drogę mi wszedł
A może byś tak
tutaj wpadł do mnie lub do Jane
Pomyśl twój wróg sypia twardo, a żona nudzi się.
Więc
dziękuję ci że, wypędziłeś jej z oczu ten żal
Ja myślałem,
że musi być tak, nie starałem się więc tak
A Jane do
dziś kosmyk włosów ma twych
Wiem, że gdy
dawałeś go jej, myślałeś już o tym by zwiać
Z poważaniem Leonard Cohen
Tłumaczył: Maciej Zembaty
31. STRZĘP PRÓBY KOSTIUMOWEJ
(Dress
Rehearsal Rag)
Czwarta po południu
Czuję się kiepsko, jestem sam
- Gdzie się podziałeś, złoty chłopcze
Gdzie jest twój słynny, złoty fart
Myślałem, że wiesz
Gdzie słonie lubią spędzać noc
Myślałem, że jesteś księciem
Miasta Słoniowa Kość
Przyjrzyj się swemu ciału dziś
Młodości jakby coraz mniej
I krzyczy z lustra gorzki głos
- Hej, książę, ogól się !
Uspokój drżące palce
Na nogach trochę
pewniej stań
Czy uda się odwinąć
Nierdzewnej żyletki stal ?
Słusznie, do
tego doszło już
Tak, tak, do
tego doszło już
To była
długa droga w dół
To była
dziwna droga w dół
Brak ciepłej wody
A zimna ledwo cieknie też
Cóż, mogłeś tego się spodziewać
W twoich mieszkaniach tak już jest
Nie pij z tego kubka
Nie myłeś go przez cały rok
To nie jest światło, przyjacielu
To tylko mąci się twój wzrok
W mydlanej pianie ukryj twarz
Święty Mikołaj, tak czy nie ?
Masz zawsze prezent dla każdego
Kto swym aplauzem darzy cię
Chciałeś wygrywać każdy wyścig
Lecz przegrywałeś nawet start
Przez lustro wolno kroczy pogrzeb
I wchodzi już na twoją twarz
Słusznie, do
tego doszło już
Tak, tak, do
tego doszło już
To była
długa droga w dół
To była dziwna
droga w dół
Kiedyś była sobie jakaś ścieżka
I dziewczyna jakaś rudowłosa
I mijało wam lato za latem
Na zrywaniu różnych jagód w lasach
Ona czasem była kobietą
Lecz i dzieckiem bywała czasami
I obejmowałeś ją mocno
W cieniu dziko rosnących malin
Zdobywaliście góry o zmierzchu
Każdy widok zamieniałeś w pieśń
I gdziekolwiek byście nie poszli
Miłość z wami musiała pójść też
O tym nie da się zapomnieć
Więc pięść zaciskasz z całych sił
Na twojej ręce nabrzmiewają
Autostrady żył
Słusznie, do
tego doszło już
Tak, tak do
tego doszło już
To była
długa droga w dół
To była
dziwna droga w dół
Ciągle jeszcze możesz znaleźć pracę
Wyjść, pogadać sobie z kimś
Możesz także wysłać ogłoszenie
Do któregoś z licznych pism
Przystąp do Różokrzyżowców
Oni nadzieję zwrócą ci
Znajdziesz miłość swą w diagramie
Gdy otrzymasz od nich list
Lecz ty nie wierzysz już w ogłoszenia
Może tylko w to jedno bez słów
Zapisane na przegubie ręki
Razem z wielu tysiącami snów
A więc śmiało, Święty Mikołaju
Żyletkę mocno, trzyma mocno jego dłoń
Już nakłada swoje ciemne okulary
Pokazuje, gdzie zadać cios
Wtem rozległ
się kamery szmer
Kaskader
zajął miejsce swe
To
kostiumowej próby strzęp
(„Death Of A
Ladies Man”)
Gdy ten, którego zawsze chciała obwiesił w końcu się
Szepnęła: - Nawet nie wiedziałam że tak cię bardzo chcę
Nieliczne miał muskuły i przestarzały styl
Runęła mu do kolan – Powinnam wcześniej przyjść
- Któż z mężczyzn ci dorówna w urodzie i w piękności ?
Tak silnych ramion nie ma nikt do walki lub miłości
I wszystkie jego cnoty spopielił żar Zagłady
Zabrała większość z tego co utracił jej kochanek
Obrazu tego twórca akurat był w pobliżu
I modlił się do wróbla jak Św. Franciszek z Asyżu
W ten religijny nastrój wtargnęła bez trudności
- Gdy nogi swe rozłożę wnet smak poznasz samotności
Miał pokój pełen luster zaprosił ją na orgię
Obiecał, że strzec będzie jej macicy przed potomstwem
Na ostry metal łyżki rzuciła swoje ciało
I comiesięczne pełne krwi ustały rytuały
Zabrała mu szacowną mentalność orientalną
I mroczne bezpieczeństwo gdy swą forsę podjął z banku
Zabrała wino mszalne i pewną blond madonnę
- Od dzisiaj przestrzeń myśli twych należy tylko do mnie
Próbował jeszcze walczyć z nią przy torach kolejowych
- Sztuki tęsknoty nadszedł kres masz na to moje słowo
Zabrał kumpli od kieliszka i czapkę i muzykę
Wykpiła jego babski strój i wąsy robotnicze
Widziałem go ostatnio próbuje zdobyć nieco
Kobiecej edukacji lecz nie staje się kobietą
Widziałem ją ostatnio jest z jednym małolatem
Oddał jej duszę, pusty strych i ciało na dodatek
Tak się skończyła wielka sprawa lecz któż by mógł
przypuścić
Że przejdzie całkiem bez wrażenia w obojętności pustki
To tak jak z lotem na księżyc lub jakąś inną gwiazdę
Polecisz tam na próżno choć lecieć chcesz naprawdę
]
(„Dance
Me To The End Of Love”)
d a
Wtańcz mnie w swoje piękno i niech skrzypce w ogniu drżą
d
a
Przez paniczny strach aż znajdę twój bezpieczny port
d
a
Pieść mnie nagą dłonią albo w rękawiczce pieść
Tańcz mnie po miłości kres, tańcz mnie po miłości kres
Ach, pokaż mi swe piękno, póki nikt nie widzi nas
W twoich ruchach odżył chyba Babilonu czas
Pokaż wolno to, co wolno widzieć tylko mnie
Tańcz mnie po miłości kres, tańcz mnie po miłości kres
Odtańcz mnie do ślubu aż, tańcz mnie, tańcz mnie, tańcz
Tańcz mnie bardzo delikatnie, długo, jak się da
Bądźmy ponad tej miłości, pod nią bądźmy też
Tańcz mnie po miłości kres, tańcz mnie po miłości kres
Tańcz mnie do tych dzieci, które proszą się na świat
Przez zasłony, które noszą pocałunków ślad
Choć są zdarte lecz w ich cieniu można schronić się
Tańcz mnie po miłości kres, tańcz mnie po miłości kres
Wtańcz mnie w swoje piękno i niech skrzypce w ogniu drżą
Przez paniczny strach aż znajdę swój bezpieczny port
Chcę oliwną być gałązką podnieś mnie i leć
Tańcz mnie po miłości kres
Tłumaczył: Maciej Zembaty
(„Stories Of The Street”)
Hiszpańskich głosów śmiech
Cadilaki pełzną przez
Noc i trującą mgłę
Przy oknie moim ciągle tkwię
Ten hotel wybrałem sam
Mam w jednej ręce samobójstwo
A w drugiej różę mam
Wszystko przepadło wiecie już
I wojna musi przyjść
Największe miasta pękły w pół
Rozjemcy znikli gdzieś
Ale pozwólcie że spytam znów
Was z prochu narodzonych
Czy werbowników głośny wrzask
Jest głosem w naszej sprawie ?
Dokąd wiodą te autostrady
Skoro jesteśmy już wolni ?
Dlaczego maszerują armie
Które wróciły z wojny ?
O piękna długonoga pani
O nieznajomy kierowco
Zamknięto was w cierpieniu
Na pieczęć przyjemności
Epoka żądzy rodzi już
Rodzice proszą zaś
By niania bajki plotła im
Po obu stronach szkła
Niemowlę jak latawiec
Na sznurku się szamoce
Projektów pełne jedno oko
A drugie pełne nocy
Chodź ze mną moja mała
Poszukać tej zagrody
Będziemy siali trawę tam
I doglądali trzody
A gdybym w nocy zbudził się
I spytał cię kim jestem
Zaprowadź mnie do rzeźni
Zaczekam tam z jagnięciem
W mej jednej ręce mam heksagram
A w drugiej mam dziewczynę
I chwieję się nad studnią życzeń
Co światem się nazywa
Myśmy tak mali pośród gwiazd
Tak wielkich na tle nieba
Zgubiony w tłumie wielkich miast
Twój wzrok próbuje schwytać
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„There
Is A War”)
a
G
Wciąż wojna trwa między biednym i bogatym, wojna między
mężczyzną i kobietą
a G
między tymi którzy mówią tak i tymi którzy wiecznie
przeczą
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Tak trzeba, włącz się
D C G
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? To dopiero początek
Mieszkam tu z kobietą i potomstwem, ta sytuacja stanowczo
trwa zbyt długo
Gdy się uwalniam z ramion jej oznajmia - Ty nazywasz to miłością, ja – usługą
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Nie bądź turystą
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Jeszcze jest miejsce
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Napluj na wszystko
Zmieniłem się i znieść mnie już nie możesz, wolałaś gdy
zachowywałem się wytwornie
Z łatwością prowadziłaś mnie na sznurku i nawet nie
wiedziałem nic o wojnie
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Wyjdziesz na swoje
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Znajdź sobie żonę
Wciąż wojna trwa między biednym i bogatym, wojna między
mężczyzną i kobietą
Między Lewicą i Prawicą, czarnym i białym, między
parzystym i nieparzystym
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Weź słodki ciężar
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Na pewno przegrasz
Czemu nie idziesz na tę wojnę ? Słyszysz
?
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„Memories”)
( by
SPECTOR & COHEN)
(Muzyka:
Phil Spector)
C a F G
C a
F G
Frankie Laine właśnie śpiewał „Jesabel”
Przypiąłem więc Żelazny Krzyż do piersi swej
C E a
Podszedłem do najniższej z dziewczyn lecz najbardziej
blond
Powiedziałem – Jeszcze nie znasz mnie i to twój wielki
błąd
F C F C
Więc czy pokażesz mi, powiedz czy
pokażesz mi
Gadaj, czy pokażesz mi swe nagie ciało ?
Chodź, odtańczymy w najciemniejszy kąt
Tam może nie odepchnę twoich rąk
Wyraźnie słyszę w twoim głosie wielki głód
Wszystkiego dotknąć, czego pragniesz będziesz mógł
Lecz nie
pokażę ci, nigdy nie pokażę ci
W życiu nie
pokażę ci nagiego ciała !
Konfetti, serpentyny lecą prosto w nas
Szepnęła – Masz minutę, by zakochać się
W tak uroczystej chwili muszę wierzyć, że
Pokażesz
jednak mi, że pokażesz w końcu mi
Że pokażesz
dzisiaj mi swe nagie ciało !
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
37. W TAJNYM ŻYCIU MYM
(„In My Secret Life”) ( Leonard
Cohen & Sharon Robinson)
a
G C
Ref. W Tajnym Życiu Mym /x4
Ujrzałem cię rano, byłaś szybka, jak myśl
Bardzo ciebie mi brak, zniknęłaś gdzieś mi
Lecz kochamy się wciąż
a G C
W Tajnym Życiu Mym...
/x4
Uśmiecham się w złości, gdy kłamię i łżę
Robię co muszę by przez to przejść
Ale wiem w czym tkwi błąd, a w czym słuszność – gdyż
Umiem zginąć za prawdę
W Tajnym Życiu Mym...
/x4
a G
F
Więc trwaj, więc trwaj, mój
bracie
a G F
Ma siostro, trwaj i ty
a G F
Dostałem
wreszcie rozkaz
d7
Do wymarszu
przez poranek
e7
Marszu przez
noc
a7
Przekroczenia granic
G
W Tajnym
Życiu Mym
Rzut oka w gazetę i już płyną łzy
Życie czy śmierć nie znaczą prawie nic
Szuler chce, byś widział tylko dwa kolory wzrokiem swym
Nic nie jest aż tak proste
W Tajnym Życiu Mym
Zagryzam wargi kupuję rad nie rad
Czasem nowy hit, czasem mądrość lat
Zawsze będę już sam, serce z zimna aż drży
Tłok panuje i chłód
W Tajnym Życiu Mym........
(„Seems
So Long Ago, Nancy”)
h
fis h fis cis fis
Wydaje się tak dawno, Nancy była sama
Oglądała ostatni program przez półszlachetny kamień
W Domu uczciwości jej ojciec był sądzony
W Domu tajemnicy nie było już nikogo
Nie było już nikogo
Wydaje się tak dawno, nikt z nas nie był twardy
Nancy w zielonych pończochach spać chodziła z każdym
I chociaż była sama, nie mówiła, że cierpi
Myślę, że nas kochała w sześćdziesiątym pierwszym
W sześćdziesiątym pierwszym
Wydaje się tak dawno Nancy była sama
Czterdziestka piątka przy skroni, słuchawka odłożona
Mówili, że jest piękna, że wolność też się liczy
Lecz nikt z nią nie poszedł do Domu Tajemnicy
Do Domu Tajemnicy
Dziś dostrzegasz ją wszędzie, gdy wokół siebie patrzysz
Tyle ciał podobnych, takich samych włosów
A w zagłębieniu nocy, zdrętwiały i zziębnięty
Słyszysz, jak mówi po prostu
To fajnie, że przyszedłeś
To fajnie, że przyszedłeś
Tłumaczyli: Maciej Karpiński i Maciej Zembaty
(„Take This Longing”)
Wielu twych mężczyzn pokochało
Dzwonki przypięte do uprzęży
I każdy pragnąc cię, znajdował
To czego zawsze pragnął będzie
Oni stracili twoje piękno
Tak jak ty sama je straciłaś
Ref.
Tęsknotę zabierz z moich warg
Weź
bezsensowne ruchy rąk
Ukaż mi resztki twego piękna
Jak temu,
kogo byś kochała
Twe ciało jak reflektor
Chcę wypróbować twe miłosierdzie aż po krzyk
A ty wypróbuj moją chciwość
Wszystko zależy od tego
Jak blisko przy mnie śpisz
Ref...
Głodny jak łuk triumfalny
Przez który
przeszła armia
Stoję wśród ruin
z twoim paltem
I z paskiem od
sandałów
Lubię oglądać
twoją nagość
A plecy twe
najbardziej
Ref.
Tęsknotę zabierz z moich warg
Weź
bezsensowne ruchy rąk
Sukienkę
zdejmij pożyczoną
Jak przed
tym, kogo byś kochała
Ten lepszy komu jesteś wierna
Chyba już dawno poszedł gdzieś
Chcę wydać wyrok na twój romans
Tam gdzie skazałem swój na śmierć
Nigdy nie schylę się po laur
Który tamtemu z głowy spadł
40. ZAMGLONE ŻYCIE
(The Smokey Life)
Pewnie apetyt wielki dzisiaj masz
Niestety, nie znajdziesz u mnie
Wielu dań
Mieliśmy przecież lekko traktować to
Więc weźmy ślub na jeszcze jedną noc
Lekkości, lekkości starczy nam
Pamiętasz,
gdy rozmyła się sceneria
Chodzić w
powietrzu nauczyłem cię
Więc nie
patrz w dół, bo w dole już
Nikogo nie
ma – tak czy siak
Zamglone Życie
wszędzie toczy się
Uspokój wreszcie serce swe
Jesienne liście wiedzą, że
Czekając na śnieg
Tylko tracą czas
Nic nie mów już, bo spóźnisz się
Na próżno w tym próbujesz znaleźć sens
Lekkości, lekkości trzeba nam
Wyłącznie lekkości trzeba nam
(„The Lost Canadian”)
Raz młody Kanadyjczyk
Z ojczystych uszedł stron
Zostawił swoich bliskich
I swój rodzinny dom
Szedł wolno, sam jak palec
W swym sercu niosąc żal
I błąkał się bez celu
Przez jakiś obcy kraj
Przystanął nad strumieniem
Znużony i bez sił
I do płynącej wody
Przemówił tak przez łzy:
- Wodo, jeżeli ujrzysz
Mój nieszczęśliwy kraj
Odszukaj mych przyjaciół
I wszystkim powiedz tak
Niech zawsze będą sobą
Chodź dziś zwyciężył wróg
A wtedy doczekają
Że wolność przyjdzie znów
Ja tego nie doczekam
Niedługo umrę już
Ojczystej ziemi garstkę
Zabiorę z sobą w grób
(Came So
Far For Beauty)
Za pięknem wędrowałem
Niejedną tracąc rzecz
Cierpliwość i rodzinę
Nie podpisany wiersz
Myślałem, że nagroda
Sowita czeka mnie
Że piękno wnet odpowie
Na rozpaczliwy zew
Ćwiczyłem się w świętości
Na biednych łożąc wciąż
Lecz wieści o mych cnotach
Nie poruszyły go
Zmieniłem styl na srebrny
Przywdziałem czarny strój
Tam gdzie się poddawałem
Dziś pierwszy ruszę w bój
Napadłem na kasyno
Syciłem żądze swe
I sam decydowałem
Co dobre a co złe
Dziś słucha mnie niejeden
Z porażek uczę się
Znam wartość przebaczenia
I własnych zasług cień
Lecz piękna nie dotknąłem
Zbyt ciężką rękę mam
Nie słucha mnie ta gwiazda
Tę nagość ledwie znam
Za pięknem wędrowałem
Niejedną tracąc rzecz
Cierpliwość i rodzinę
I arcydzieło swe
43. ZDRAJCA
(The
Traitor)
Po Angielskiej Rzece płynął Łabędź
Róża Miłości otworzyła drżący pąk
Leniwe lato z opaloną panią
Z drugiego brzegu śledził nas Wysoki Sąd
Więc rzekłem matce – Matko, muszę odejść
Zamknij mój pokój, ale proszę nie lej łez
Jeśli usłyszysz, że skończyłem marnie
Wiń za to raczej atmosferę zamiast mnie
Zaraziłem Różę szkarlatyną
Łabędzia zwiodłem na manowce – biedny ptak
W końcu przyznała, żem najlepszy z jej kochanków
I jeśli uschnie, potępiony będę ja
- O włos chybiłeś – rzekli na to cni Sędziowie
- Zbierz swe oddziały i bezzwłocznie ruszaj w bój
Na Ludzi Czynu nacierają Marzyciele
Zwyciężą, jeśli obowiązek spełnisz swój
Lecz nazbyt długo zatrzymywały mnie jej uda
Całowałem, jakbym studnię wypić chciał
Własna fałszywość użądliła mnie jak szerszeń
Sparaliżował moją wolę groźny jad
Nie mogłem wstać, by ostrzec mych żołnierzy
Że ich opuścił doświadczony wódz
Na polach bitew aż po samą Barcelonę
Dziś mówią o mnie, że miłości ze mnie wróg
- Odchodzę - rzekła – lecz zostawiam moje ciało
Śpij na nim w nocy i w ogóle rób co chcesz
Tylko nim zasnę przekłuj Różę ostrym drutem
I Łabędzia nim dokładnie skrępuj też
Od dawna spełniam bezsensowną dość powinność
I pieszczę ją z szacunkiem, gdzie się da
Całuję usta rozchylone, piękno chwalę
A ludzie zwą mnie Zdrajcą prosto w twarz
(„Suzanne”)
E
fis
Wiesz, że trochę źle ma w głowie – lecz dlatego chcesz
być tutaj
gis A
Proponuje ci herbatę oraz chińskie pomarańcze
I gdy właśnie chcesz powiedzieć, że nie możesz jej
pokochać
Zmienia twoją długość fali i pozwala mówić rzece, że się
zawsze w niej kochałeś
gis A
I już chcesz
z nią powędrować, powędrować chcesz na oślep
Wiesz, że
ona ci zaufa bowiem ciała jej dotknąłeś myślą swą
Pan Jezus był żeglarzem, gdy przechadzał się po wodzie
Spędził lata na czuwaniu w swej samotnej wieży z drewna
Gdy upewnił się, że tylko mogą widzieć go tonący
Rzekł – Żeglować będą ludzie aż ich morze wyswobodzi...
Lecz zwątpił zanim jeszcze otworzyły się niebiosa
Zdradzony, niemal ludzki, jak kamień zapadł wtedy w
mądrość twą
I już chcesz
z nim powędrować, powędrować chcesz na oślep
Myślisz –
chyba mu zaufam, bowiem dotknął twego ciała myślą swą
Dziś Zuzanna za rękę prowadzi cię nad rzekę
Cała w piórach i w łachmanach z jakiejś Akcji
Dobroczynnej
Słońce kapie złotym miodem na Madonnę tej Przystani
Pokazuje ci gdzie trzeba szukać w śmieciach, szukać w
kwiatach
Są tu dzieci o poranku, bohaterzy w wodorostach
Wszyscy dążą do miłości i podążać będą zawsze
Gdy Zuzanna trzyma lustro
I już chcesz
z nią powędrować, powędrować chcesz na oślep
Wiesz, że
można jej zaufać, bo dotknęła twego ciała myślą swą
(„The
Gipsy’s Wife”)
cis
Gdzie, gdzie
gis cis
Gdzie jest cygańska żona ma?
cis gis
Najdziksze plotki o niej znam
cis
To jeden fałsz
Lecz z kim to ona tańczy dziś
Czyj cień w ramionach tuli swych
fis
Tak mocno ?
Gdzie, gdzie jest cygańska żona ma ? /x2
W zmęczonej, starej knajpie
Błyskają srebrne noże
Na stole tańczy widmo
W koszuli panny młodej
- To ciało – mówi
– światłem jest
- Jest drogą i
nauką !
Więc dłonie swe zaciskam w pięść
I chwytam ślubny bukiet
Gdzie, gdzie jest cygańska żona ma ?
Na tęczę jest za wcześnie
Za wcześnie na Gołębie
To czasy są Ciemności
Potopu – to jest Kres
Żadnego z mężczyzn nie ma już
I nie ma żadnej z kobiet
Lecz ten, kto wtargnie między nich
Zostanie osądzony
Gdzie, gdzie jest cygańska żona ma ?
*
(What
I’m Doing Here)
Nie interesuje mnie, czy cały świat kłamał
Ja kłamałem
Nie wiem, czy cały świat spiskował przeciwko miłości –
Ja spiskowałem
Atmosfera tortur nie jest pocieszeniem –
Skoro torturowałem
Nawet gdyby nie było atomowego grzyba
I tak bym nienawidził
Posłuchaj
Robiłbym to samo
Nawet gdyby nie było śmierci
Nie chcę być trzymany jak pijak
Pod zimnym prysznicem faktów
Odrzucam uniwersalne alibi
Jak pusta budka telefoniczna mijana w nocy
Jak lustra w hallu eleganckiego kina, w które spogląda się
tylko przy wyjściu
Jak erotoman, który łączy tysiące dziwacznym braterstwem
czekam
na każdego z was
by mu się wyspowiadać
Tłumaczył: Maciej Karpiński
(City Christ)
Powracał z niezliczonych wojen
Ślepy i beznadziejnie chromy
W huku porannych samochodów
Odlicza wieki w swym pokoju
Jest dla nich jakby dworskim Żydem
Doradcą od klęsk huraganów
Nie chodzi z nimi już po morzu
I nawet nie gra z nimi w klasy
(Summer Haiku)
dla Franka i Marian Scott
Cisza
i głębsza cisza
gdy świerszcze
wahają się
(The
Rest Is Dross)
Spotykamy się w hotelu
mamy dosyć drobnych by włączyć radio
zdumieni że jeszcze jesteśmy kochankami
nie swoimi
ale jednak kochankami
mamy bezwstydną nadzieję i zawodowe nawyki
którym ulegamy nieznacznie
gdy je sobie uświadamiamy
wyszukaną pieszczotę doskonałe zapalające słowo
głód o którym się nie mówi
Jak prawdziwi kochankowie
obsypujemy się prezentami bez powodu
Patrząc na nasze ubrania
rzucone na krzesło
widzę że nie hołdujemy modzie
i nosimy nasze własne skóry
Boże cieszę się że nie zapomnieliśmy niczego
i że możemy się kochać
na wieki wieków
(Snow Is
Falling)
Śnieg pada.
Naga dziewczyna jest w moim pokoju.
Wpatruje się w dywan koloru wina.
Ma osiemnaście lat.
I proste włosy.
Nie mówi montrealskim akcentem.
Nie wygląda na zadomowioną.
Lecz nie ma gęsiej skórki.
Możemy słuchać burzy.
Zapala papierosa
od gazowej kuchenki.
Odrzuca do tyłu długie włosy.
(Celebration)
Kiedy klęczysz przede mną
i w obu dłoniach
trzymasz moją męskość niczym berło
Kiedy owijasz język
wokół bursztynowego klejnotu
i ponaglasz moje błogosławieństwo
Rozumiem owe rzymskie dziewice
które tańczyły wokół kamiennej kolumny
całując ją, aż kamień stał się gorący
Klęcz, miłości, tysiąc stóp ode mnie
tak daleko, że ledwo mogę widzieć twe usta i ręce
dopełniające obrzędu
Klęcz, zanim runę na twe plecy
z pomrukiem bogów ze stropu
który zwalił Samson
(I Met you)
Spotkałem cię
w chwilę potem gdy śmierć
stała się naprawdę słodka
Tam byłaś Ty
24 letnią
Joanną d’Arc
Ja przyszedłem po tobie
z całą moją sztuką
ze wszystkim
wiesz że jestem bogiem
który potrzebuje twego ciała
który potrzebuje twego ciała
żeby śpiewać o pięknie
tak jak nikt
nigdy przedtem nie śpiewał
należysz do mnie
jesteś jedną z moich ostatnich kobiet
(Poem)
Słyszałem o mężczyźnie
który słowa wymawia tak pięknie
że może mieć każdą kobietę
ledwie tylko wypowie jej imię
Jeżeli milczę obok twego ciała
i cisza kwitnie na ustach jak obrzęk
to dlatego że słyszę jego kroki
i chrząkanie pod naszymi drzwiami
EDMONTON, STAN ALBERTA, GRUDZIEŃ 1966
CZWARTA NAD RANEM
(Edmonton, Alberta, December 1966 4 a.m.)
Edmonton, stan Alberta, Grudzień 1966, czwarta nad ranem.
Kiedy przestanę pisać do ciebie ?
Drzewo sandałowe płonie w małym hotelu przy Jasper Street.
Sto razy wchodziłaś do tego pokoju
w pozorach sari w zbroi dżinsów
i siedziałaś przy mnie godzinami
jak samotna kobieta w pokoju szczęścia.
Śpiewałem dla tysięcy ludzi
i napisałem nową piosenkę
wierzę, że mogę sobie zaufać w trosce o moją duszę.
Mam nadzieję, że masz dosyć pieniędzy na zimę.
Przyślę ci trochę forsy jak tylko mi zapłacą.
Trawa i miód, śpiewający kaloryfer,
cienie mostów na lodzie
Północnej Rzeki Saskatchewan,
ciemnoniebieski szpital nieba –
to wszystko dotrzymuje nam miłego towarzystwa.
(Owning Everything)
Na twoją cześć, rzekłem, będę wysławiał księżyc
opowiadał kolor rzeki
znajdę nazwy dla agonii
i ekstazy mew.
Ponieważ ty jesteś blisko
cokolwiek człowiek czyni, widzi,
sieje czy sadzi jest blisko, należy do mnie,
mewy śpiewają, wolno wijąc się
na włóczniach wiatru;
stalowe wrota w górze rzeki;
most dzierżący w kamiennych palcach
jej zimny błyszczący naszyjnik z pereł.
Gałęzie przybrzeżnych drzew
jak drżące wykresy fal
przyzywają księżyc na pomoc
aby wydrzeć ciemnemu niebu
swoje gwałtowne podróże,
lecz niebo nie odpowiada.
Gałęzie pozwalają dźwięczeć
dalekim wiatrom.
Swoim ciałem i głosem
mówisz za wszystko
Odarłaś mnie z mojej obcości
Uczyniłaś mnie jednością
z korzeniem mewą i kamieniem
i ponieważ śpię tak blisko ciebie
nie mogę ich objąć ani osobno wyznać im mej miłości.
Martwisz się, że odejdę.
Nie odejdę od ciebie.
Tylko obcy wędrują.
Posiadając wszystko
nie mam dokąd pójść
(The
Cuckold’s Song)
Jeżeli to wygląda na wiersz
będzie lepiej, jeśli cię od razu uprzedzę
że to nie jest wiersz.
Nie chcę obracać wszystkiego w poezję.
Wiem, że to także jej wina
ale nie o to mi teraz chodzi.
To jest sprawa między tobą a mną.
Osobiście pluję na to, które z was zaczęło
choć prawdę mówiąc nawet śliny szkoda.
Ale w takiej sytuacji mężczyzna musi zareagować.
Tak czy inaczej wlałeś w nią 5 dużych piw,
zabrałeś ją do siebie, nastawiłeś odpowiednią muzykę
i w godzinę lub dwie było po wszystkim.
Ja wiem co to jest namiętność i lojalność
ale w waszym wypadku nie ma o tym mowy.
No, chyba trochę przesadziłem
namiętność była
a może nawet mieliście jakieś skrupuły
ale przede wszystkim chodziło o zrobienie rogacza
z Leonarda Cohena.
Do diabła, powinienem skierować to do was obojga,
ale nie mam czasu, żeby pisać jeszcze raz.
Muszę się modlić.
Muszę czekać przy oknie.
Powtarzam: chodziło o zrobienie rogacza z Leonarda Cohena.
Ta linijka mi się podoba, bo jest w niej moje nazwisko.
A najbardziej doprowadza mnie do szału to,
że właściwie wszystko jest jak było:
jestem wciąż czymś w rodzaju przyjaciela,
jestem wciąż czymś w rodzaju kochanka.
Ale już nie na długo
i właśnie w tej sprawie do was piszę.
Bo naprawdę zacząłem zmieniać się w złoto, zmieniać w złoto.
To podobno trwa długo
i nie następuje od razu.
W związku z tym niniejszym zawiadamiam, że na razie
zamieniłem się w glinę.
(„This
Morning I Was Dressed By The Wind”)
Tego ranka odziewał mnie wiatr.
Niebo mówiło: zamknij oczy i biegnij
szczęśliwą twarzą naprzeciw słonecznej fali.
Las mówił: nie martw się, jestem stary
jak szmaragd, wstąp w mój szept.
Wieś mówiła: jestem doskonała i zagmatwana,
czy chciałbyś zacząć wszystko od nowa ?
Moja ukochana mówiła: myję włosy w wodzie,
którą zebraliśmy w zeszłym roku, ma smak kamienia.
Tego ranka odziewał mnie wiatr,
To było w połowie 1965.
Tłumaczył: Maciej Karpiński
(„It’s
Just A City, Darling”)
To tylko miasto, kochanie
nazywają je Nowy Jork.
Gdziekolwiek się z tobą spotykam
nie mogę odejść stąd.
Nie mogę cię połączyć
z niczym poza sobą.
Połowa przystani krwawi.
Wyrzekłem się czegoś, by cię kochać
lecz tak długa jest lista wyrzeczeń
że nawet rzut oka na nią
demoralizuje jak kazanie.
Jeżeli to ma być nasz trening do innej miłości
to do jakiej ?
Ja mam tylko garb.
i stałem się jego znawcą.
Połowa przystani krwawi –
ta na której zawsze śpimy
(„The Genius”)
Dla ciebie
stanę się Żydem z getta
i zatańczę
włożę białe pończochy
na moje powykręcane członki
i zatruję studnie
w całym mieście
Dla ciebie
stanę się Żydem odstępcą
wyjawię hiszpańskiemu księdzu
krwawe zaklęcia
Talmudu
i powiem gdzie są ukryte
kości dziecka
Dla ciebie
stanę się Żydem bankierem
doprowadzę do ruiny
dumnego starego króla
miłośnika łowów
i zakończę na nim dynastię
Dla ciebie
stanę się Żydem z Broadway’ u
w teatrach będę płakał
na wspomnienie matki
i sprzedawał przeceniony towar
spod lady
Dla ciebie
stanę się Żydem lekarzem
i po wszystkich
śmietnikach
będę szukał napletków
by je przyszyć z powrotem
Dla ciebie
stanę się Żydem z Dachau
będę leżał w wapnie
z powykręcanymi członkami
spuchniętymi z bólu
którego nikt nie pojmie
(„I Have
Two Bars Of Soap”)
Mam dwa kawałki mydła
o migdałowym zapachu,
jeden dla ciebie a drugi dla mnie.
Napełnij wannę,
umyjemy się nawzajem.
Nie mam pieniędzy,
zamordowałem sprzedawcę mydła.
A oto naczynie z oliwą,
zupełnie jak w Biblii.
Chodź do mnie,
namaszczę twoje ciało.
Nie mam pieniędzy,
zamordowałem sprzedawcę oliwy.
Spójrz przez okno
na ludzi i na sklepy.
Powiedz na co masz ochotę,
będziesz to miała za godzinę.
Nie mam pieniędzy,
nie mam pieniędzy.
To się stanie bardzo niedługo
Wielkie wydarzenie, które zakończy ten horror.
Które zakończy smutek.
W następny Wtorek, gdy zajdzie słońce:
Zagram do końca Sonatę Księżycową.
To odwróci wariactwo świata zanurzonego w cierpieniu od
ostatnich 200 milionów lat
Cóż za cudowna to będzie noc.
Cóż za westchnienie ulgi,
gdy zgrzybiały rudzik znów zapłonie czerwienią
i samotne słowiki poderwą swoje zakurzone ogony
by potwierdzić majestat stworzenia.
Leonard Cohen urodził się 21 września 1934 roku w Montrealu
w bajecznie bogatej rodzinie żydowskich fabrykantów, która
wyemigrowała z Polski do Kanady wkrótce po pierwszej wojnie
światowej. Mieszkańcy Montrealu mówią przeważnie po angielsku
lub po francusku, ale w domu Cohenów mówiło się poza tym jeszcze
w jidisz, po rosyjsku i po polsku. Młody Cohen chodził na nabożeństwa
do synagogi, lecz po drodze mijał cerkiew i kościół katolicki.
Odbiera staranne wykształcenie, którego ukoronowaniem
mają być studia ekonomiczne; rodzice pragną powierzyć mu
w przyszłości rodzinne przedsiębiorstwo, on jednak wybiera poezję
i przenosi się do Nowego Jorku. Studiuje tam filologię i literaturę
angielską, jednocześnie poznaje od środka specyficzne środowisko
nowojorskiej bohemy artystycznej drugiej połowy lat pięćdziesiątych.
Pierwsza płyta „The Songs of Leonard Cohen” pojawia się na rynku
w 1966 roku. Trzydziestodwuletni artysta zdecydował się na jej
nagranie pod wpływem Judy Collins i jej to właśnie zawdzięczamy
śpiewającego Cohena. W 1976 roku wyjeżdża do Izraela, by ochotniczo
wziąć udział w wojnie izraelsko-egipskiej. Zostaje ciężko ranny -
cudem odratowany, pod wpływem przeżytego wstrząsu podejmuje
próbę całkowitej zmiany stylu.
W 1977 roku Cohen wydaje płytę „Death of a Ladies’Man” oraz
książkę pod zbliżonym tytułem. Oba przedsięwzięcia spotykają się
z miażdżącą krytyką. W tej sytuacji artysta wraca do poprzedniej
poetyki. W 1985 roku śpiewający poeta rozpoczyna największą trasę
koncertową swego życia, która obejmuje cały świat, w tym także i Polskę.
Pali bardzo dużo papierosów. Pije, jak sam twierdzi, „wyłącznie w pracy”-
chodzi o czerwone wino, którym zwilża sobie gardło podczas koncertów.
Jego kiedyś radykalne poglądy polityczne uległy konserwatywnej ewolucji -
podaje się za zwolennika matriarchatu. Nie ma jednego stałego miejsca
zamieszkania. Jest właścicielem posiadłości w Normandii. Zakupił ją, by
stworzyć dom dla swojej żony Marianny i dwojga dzieci.
Maciej Zembaty
(Zebrał i spisał – Sylwek)