( piosenki z WIOHY )
Film ze spektaklu grupy
„Wio-Ha”
przestrzeni, leśnych
gadek i szmerów z łąki.
Śpiew ptaków przynosi
refreny do Jego
piosenek, a potem
wystarczy już tylko,
że splecie trochę
wikliny i wszystko samo
jak strumyk, cicho i
powoli sobie płynie.
Dzisiaj mieszka na
skraju Gór Świętokrzyskich,
we wsi Dąbrowa Dolna w leśniczówce.
Adres:
Krzysztof Wrona
Dąbrowa Dolna1
26-010 Bodzentyn
Telefon grzecznościowy (u p. Nowakowskich):
(041)311 57 95
7.
PIOSENKOLIST TELEFONICZNY DO
SYLWKA SZWEDY
13. JESTEM DREWNIANYM BOCIANEM
23. Z MGŁY NADLEŚNEJ PRZYDOLINY
na pasiaku pól pachnących
chlebem
leżę i wierzę –
wierzę w to słońce i kwiaty na
łące
śpiące mamuty gór czekają na
Ciebie.
chciałbym piękna jak najwięcej
oddać ślepcom
będąc ślepcem.
budowało w świętym trudzie
to co dzisiaj wokół nas.
I utkali całun kłamstw,
kto omamił ich i jak ?
Niewolników łzy
płyną obok rzeki krwi.
obudzili się pasterze
gdzieś zaklęci śpią rycerze
pora iść – zbudzić ich !
ja na ziemi
a Ty pod chmurami.
Czy musisz spaść żeby być z
nami ?
Jestem kobietą z latawcem
biegnę w rozpiętym płaszczu
czasem chcę żebyś spadł.
duży żal.
Żaden zysk
a wielka strata
ciągłe oswajanie gniazd.
moje z Tobą piekło.
I chociaż wiem
że porwie Cię wiatr
będę trwać.
duży żal.
Żaden zysk
a wielka strata
ciągłe oswajanie gniazd.
powiem tylko że możemy razem
śnić.
O tym co przyjdzie
o tym co będzie
będziemy nigdzie
będziemy wszędzie
łączy nas nić ty po niej
przyjdź.
na Pomorzu i pod Gorlicami,
facet rower na mnie zrzucił,
mógł być ten sam co do ciebie
z kluczem.
i pod wszawym kocem,
dwie wiertarki naraz miałem,
do dziś się szamocę.
Waldek Rychły nadał
(i zapomniałem...)
to mógłby być refren,
łyka kawy mocnej zrobię,
coś napiszę jeszcze.
Jak się spotkamy.
SYLWKA SZWEDY
gdzie tylko czasem chmurka jaka
przyniesie mi deszczyk
zamieszkałem.
wiatry ustały
wyjawił się błękit
w kolorze sukienki
co nie zapomniałem.
czekam na nie
jak na Twoje piosenki.
po polach przechadza się serce
nic więcej.
dotykaj brzóz, platanów słuchaj
i daj się obmyć łzom wierzby
suchej.
i zieleń by boso biec po łące
gdy suitę jesienną osika gra
niech cię poniesie mowa traw
i zamieszkam w twojej głowie
że prawdziwie ludzki człowiek
musi przyjść.
co u źródeł budowane
wrócisz choćbyś stracił wiarę
i gdy do wigilii siądziesz
będę z Tobą choć na sądzie
gdzieś wśród gwiazd.
ci co w cichych górach siedzą
co potrzebne ci na drogę
ślady, które nie poznane
znaki co nie odczytane trzeba
wziąć.
będą wracać twoje dzieci
w miejsce, które im rozświecisz
i się duchów chmara zleci
będzie do muzyki chór
głos poniesie w niebo wzleci,
spadnie łza
i nie będzie wcale gorzka,
tylko słona i radosna
dopełni się czas.
i nogami przebieram
wymieniam w płucach powietrze
dziury na łokciach wycieram
wciąż pazerny na chwilę
kiedy twarz odbija się w
niebie.
cel jest i przesłanie
i spotkałem Dulcyneo Cię niech
się stanie.
szedłem drogi szmat
za tych głupich parę groszy
dam ci wszystko o co prosisz
dam ci cały świat.
zamieszkam tam ze swoją kobietą
zapamiętaj raz i już nie upadaj
nasz czas nie kończy się na
nas.
nie odleciałem,
zostałem
znieruchomiałem na amen.
Są we mnie odloty, loty
i powroty
nic nie gadam
nie klekocę –
ja drewniany jestem bociek.
one mi zostały – w głowie,
ale żeby zaraz lecieć ?...
lepsze rzeczy znam na świecie.
Zdrewnieć, nic nie gadać, stać
–
że w Afryce moja brać ?...
Ja postoję tu przed domem
i nie myślcie żem samotny.
fakt.
Ale czy mi czego brak ?
Nie ulotnym. Bezpowrotnym.
i miałem w sobie tyle piękna,
że mógłbym nim wysadzić świat.
za friko – niech się czuje
lepszy.
No i rozdałem to - com miał.
Fruwa to gdzieś bez ładu –
składu.
pod ziemię wchodzę, w niebie
fruwam –
płacę za każdą odrobinę.
Jeśli zbłądzę – zasnę w
wiklinowym lesie.
Nie płacz, kiedy mnie
znajdziesz.
Daj mi worek na ptaki !
pełen worek dla ciebie,
złapią w strzechach chłopaki.
niech ci ćwierkają od rana,
żurawia ci nie przywiozę –
on chodzi tylko po zielonych
polanach.
oślepione i strwożone,
znajdą drogę znów ku słońcu,
wyzwolone !
Łuk zatoczą nad głowami,
tych co ciągle żyją w workach –
jest ich wielu między nami.
Im nie spieszno jest do słońca.
ja by nie mógł żyć na tym
świecie,
jak ja żyłby i nie czuł,
jak mój las pachnie w lecie.
będzie zdychać powoli,
bez powietrza, przestrzeni,
swobody –
nie wytrzyma niewoli.
powiem moim chłopakom:
pochowajcie mnie w lesie
kochani !
Sójka mi trawy do wezgłowia
przyniesie –
Bo ja zawsze żyłem dobrze z
ptakami.
tutaj ciągle trwa zima.
Drzewa co je posadziłem
jesienią,
kto inny z owoców będzie obrywał.
kosze żurawin mam w głowie.
Las ptakom los rozpisał na
głosy,
a zapomniał o mnie i milczy o
tobie.
i żal z odlotu żurawi,
spokój lasu letnim wieczorem
i pies com go zostawił.
Nie zapomniałem – ja wrócę
choćby tylko do dzikich bzów
co nad stawem,
życie raz jeszcze jak
podszewkę wywrócę,
znowu końmi pojadę po trawę.
powiem rzece, że żyję,
na jezioro łódką wypłynę,
czystą wodą oczy przemyję.
i grab co od liści się słania.
Czy gniazdują czaple w łozinie,
czy doczekam z wami spotkania.
gdzie bociany się zlatują,
jest niewiele takich łąk,
które fruną.
usiądziemy, pogadamy -
tyle z siebie damy
ile mamy.
Zlećcie się bociany,
usiądziemy, zaśpiewamy –
tyle w sobie mamy
ile damy.
i samotnik,
bocian to jest wolny ptak,
wciąż powrotny.
wypłucz oczy,
na bocianie gniazda spójrz –
pod obłoki.
świat odlotów i powrotów,
poznaj ten bociani świat –
piękno lotu.
to się gwiazdom będzie śnić
i z tęsknoty im popłyną łzy.
ryb, wiewiórek i ślimaków –
to niech to to wszystko jest
pod warunkiem, że ja też.
wylśni, ściepli, wyszczęśliwi,
sól rozpuści głaz
a promień z wypłakanych gwiazd
się zdziwi.
a blisko tak,
gdy przyjdzie czas...
nie chce wyjść z moich ust.
Słowo – kula,
tylko kto naciśnie spust ?
a może miłości tu wcale nie
było.
Jak powiedzieć Ci Kochanie,
że Cię nigdy nie kochałem.
Trwałem.
Świat do lotu wzywa, mami.
Żeby lecieć – trzeba robić ?
Nie – e – e – e – e – e
żeby miejsce mieć przy oknie,
pociąg gdzieś zawiezie Cię,
w nowym świecie znów się
ockniesz.
na stacyjkach i peronach,
wciąż przesiadam się i nie wiem,
która z dróg mi przeznaczona.
kto ma w oczach skrawek nieba,
weź ten skrawek daj mu swój
i więcej nic – chyba tak
trzeba.
by przesiadać się gdy rozstaj,
pędzić tam gdzie pachnie wiatr
i jak dobrze trochę zostać.
w jezioro wciśnięty
w domku my – ja i ty
jeszcze kilku świętych.
ci żywi malują
las kłania się nisko
liście przyśpiewują.
fale o brzeg kruszą czas
wędki stoją na ziemi
a ryby się śmieją.
pies mnie w nogach grzeje
wieczorami piszę
bo się już starzeję.
mam go tyle
ile mam
chcę być z wami.
walić głową w mury świata
nabiegałem się
teraz wolniej latam.
spadające krople z bzów
wąchamy wiatr
i z drogi kurz.
fala wyrzuci nas
na innym brzegu.
i kiedy znów otworzę oczy
olśni mnie świat.
cienia kiedy słońce grzeje
gdym spragniony to chcę pić
kiedy śmiesznie jest się
śmieję.
tam gdzie będzie lepiej mi
a jak dobrze pozostaję.
we wszechświecie się przetaczam
z wiatrem gnam różnie się mam
ślad na wodzie swój zaznaczam.
to cel jest i przesłanie
kiedy spotkam Dulcyneo Cię
niech się stanie.
tak jak dziś
i wtedy nie wiem
wciąż czekam na Ciebie.
z bukowiny i leszczyny
wypuściliśmy do wody rękami
ogromne
ryb wrzeciona prędkie.
dalekim – pokłony dla drogi
piaszczystej i uśmiech dla
rzeki.