W Rudnych Kotliskach płynie Miodawa
Przez chwilę piękna, pachnąca i rdzawa,
W Rudnych Kotliskach jak złoty miód
Płynie Miodawa, lecz skąd ten smród?
Jak cień złowieszczy, jak węża skóra
Czai się nad Nią zła, czarna rura,
Zieje smrodliwie i jak żygacze
Do gardła wodzie źródlanej skacze.
Choć przez trzydzieści metrów prawie
Jest jeszcze czysta, potem jak w kawie,
Nie chcą w niej żaby zostawiać skrzeku;
Spójrz co zrobiłeś chciwy człowieku.
Już zapomniałeś jak się zwie,
Mówisz, to Rów* jest, bardzo sprytnie,
Skoro nie źródło, strumień, rzeka,
Do rowu może wszystko ściekać.
Tę parę metrów czystej wody
Pięknej niebiańsko-złotej urody,
To już gotowy akt oskarżenia
Dla tego, który w ściek ją zmienia.
Żaba jest tu koronnym świadkiem,
Twój Ojciec też i Ziemia Matka,
I dzieci nasze co chcą tu żyć,
Czy wodę ze źródła będą mogły pić?