Oj było, było lato, oj było, było lato
Oj było, było lato, oj było, było lato
Z mych wakacji to wspomnienia będą jedne
Bo ich uwag zbiór świadczący o tym, że
Świat owadów może być nad wyraz wredny
I w dodatku prześladuje ciągle mnie
Będąc szupłym jeszcze latem raz poznałem
Piękne dziewczę, wykszałcone tu i tam
Że bez mamy wypoczywa - tak mniemałem
Więc zdobycia jej uknułem chitry plan
Mówiąc: proszę - tu na kocu miejsce mam
I choć słońce dwa posladki moje smaży
W oczy patrzę jej, don Juana minę mam
Więc przylgnąłem jak pijawka do jej ciała
Nagle mówi: wie pan, żar mnie zmitygował
Ach, bogowie, czegóż więcej pragnąć mogłem
Brzuch wciągnąłem, wyprężyłem nagi tors
I w najbardzej gęste chaszcze ją powiodłem
Reką obejmując piękny, jędrny gors
Spacer zmęczył dziewczę pośród pni zwalonych
Ja wargami szukam ust jej rozchylonych
E a
Pierdolone muchy i komary jebane
E a
Pierdolone muchy i komary jak huj !
Co się stało, pyta, boi się pan muszek?
Nie, odrzekłem, mam nerwowy tik
Znów dziewiczej nieśmiałości lody kruszę
Już puls szybcij bije jej wtem nagle ... bzyk
E a
Pierdolone muchy i komary jebane
E a
Pierdolone muchy i komary jak huj !
Zniechęcony całkiem do miłosnych uciech
Wdziałem koszulinę lekką i spodenki
Ależ wiadomo lato, żar - skąd piwo zimne ?
Nie Mayami Heach to nawet i nie Soczi
I choć Heyjneken mi się śnił, czy jakieś inne
To nawet w słupskim piwie chciałbym usta zmoczyć
Poszukiwania prowadziłem przez dzień cały
Już zrezygnować chciałem, miałem tego dość
Wtem widzę: facet się zatacza znietrzeźwiały
Podchodzę, wącham - piwem śmierdzi gość !
I chociaż biedak mówić już nie może
Zachody moje były nie na próżno
Bo wolno wybełkotał: tam jest rożen
I znalazłem w końcu pragnień moich przystań
Tę oazę, gdzie wypoczywają męże
Gdzie kufelek piwa wzmacnia wódka czysta
Co najlepszym w walce z kacem jest orężem
Szczerze wlewa mi spieniony, złoty płyn
Tak do piwa chyba nikt mnie nie zniechęci
Lecz rzuciłem okiem w kufel a tu w nim
E a
Pierdolone muchy i komary jebane
E a - E - a
Pierdolone muchy i komary jak huj !
Komary jak sodoma, mucha jak Gomora
Pozostało mi jedyne wyjście: uciec
Tak skończyło się to lato na jeziorach
Pozbawiły mnie owady wszelkich uciech
E a
Pierdolone muchy i komary jebane
E a E a - E - a (a)
Pierdolone muchy i komary jak huj !
Bąble dawno już otęchły, minął niesmak
Miejski zgiełk utulił dawno w sercu żal
Na wycieczkach w Gerlitz wprawiam się w niemieckim
Wołam: Ober eine flache bier nor mahl !
Lecz, gdy wracam z tej wyciezki dajmy na to
Czy mi kumpel nie pokaże coś pod klapą ?
Czy za klapy mnie nie złapie jakiś cep ?
Gdy tak sam się po mieszkaniu w nocy tłukę
Nie ma kogoś, kto na ramię głowę złoży
Zatwardziałą duszę ściśnie nieraz smutek
I jak gdyby w serce wbił ktoś ostre noże
Za ich skrzydeł brzękiem dusza mi się rwie
Do natury, starych lip powiałych puchem
E a
Pierdolone muchy i komary jebane
E a E
Pierdolone muchy i komary jak huj !