ukryj menu          

Zaślubiny z Morzem

słowa: Sylwek Szweda 03.08.2023

Oto dzień dziś czci i chwały

Nad Bałtykiem Orzeł Biały

Co swe skrzydła tak rozpostarł

Jakby w żagle wiatru dostał.

 

W imię Ojca-Syna-Ducha

Niech do Ciebie morze zstąpi

Niechaj Twe potomstwo słucha

W sercu wierzy i nie wątpi.

 

Ty, morze polskie, błogosław Panu

Za srebrne wstęgi co z gór spływają

Gwiazdo Jutrzenki bądź zawsze z nami

I prowadź w rejs, gdy wypływamy.

 

W imię Ojca-Syna-Ducha

Niech do Ciebie morze zstąpi

Niechaj Twe potomstwo słucha

W sercu wierzy i nie wątpi.

 

Czas zaślubin przyszedł wreszcie

Długo tak wyczekiwanych

Przyjm nasz platynowy pierścień

I na zawsze zostań z nami. Amen!

03.08.2023
ks. ppłk JÓZEF WRYCZA (1884–1961) KSIĄDZ, WOJAK, NARODOWIEC
Postać księdza Józefa Wryczy należy do najbarwniejszych w dziejach Pomorza. Jego różnorodna działalność, bezkompromisowy charakter już za życia stały się źródłem wielu legend. W okresie okupacji ksiądz Wrycza stał się symbolem walczącego z hitleryzmem Pomorza. Pamięć o księdzu Wryczy jest do dziś bardzo żywa nie tylko na Kaszubach i Pomorzu. Niestety, przede wszystkim w legendzie i anegdocie... prof. dr hab. Józef Borzyszkowski Autor zaprezentował postać księdza Józefa Wryczy w sposób wyjątkowo wnikliwy i szczegółowy, ukazując ją na szerokim tle historycznym, głównie Pomorza. W swoich rozważaniach wyselekcjonował go umiejętnie jako postać osamotnioną, ze środowiska bohatera zbiorowego. (…) Prześwietlił jego życie, w zależności od sytuacji, niemalże dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Autor podjął również dyskusję z wcześniejszymi ustaleniami zawartymi w pracach innych badaczy. (…) Praca ta jest daleka od tak często występujących ujęć hagiograficznych. Weryfikuje zniekształcony, uwznioślony licznymi legendami i nierzadko przekoloryzowany obraz tej postaci, próbując oddzielić „ziarno od plew”. prof. dr hab. Marian Mroczko Autor przygotował swoją rozprawę na podstawie imponującej liczby wykorzystanych źródeł. (…) Podstawowym sukcesem naukowym autora książki jest zebranie bardzo dużej liczby szczegółów związanych z życiem i działalnością ks. Józefa Wryczy, dzięki czemu był w stanie ustosunkować się do szeregu obiegowych sądów, które nie znalazły potwierdzenia w dostępnych źródłach i przekazach. prof. dr hab. Mieczysław Wojciechowski.
 
Wojsko maszerowało dalej, a  wraz z  nim major-proboszcz Pomorskiej Dywizji Piechoty, kapelan 63. Pułku Toruńskiego, ksiądz Józef Wrycza. Radość Pomorzan nie miała granic. Mijane miasta przystrojone były polskimi flagami. Leon Janta-Połczyński tak wspomina te  dni: „Cały kraj od Torunia do morza zakwitł biało-czerwonymi barwami. Niezliczone tłumy zaległy radośnie wszystkie drogi”. Radośnie witani żołnierze wchodzili do kolejnych miast            z  «Rotą» na ustach.
 
«Rota na Pomorzu i przy zaślubinach Bałtyku»: «Były tam wówczas, w Tczewie dwa wspaniałe mosty na Wiśle – pisze Słoński [Edward – K.K.]. Po jednym biegły tory kolejowe, za drugim zaczynała się szosa. Wisła płynęła do morza, kolejowe tory prowadziły do morza i nawet szosa tam biegła. Ale już za mostami stały nasze ostatnie posterunki, bo tu kończyła się nasza Najjaśniejsza Rzeczypospolita… Nie pójdziemy już dalej, a w każdym razie nie teraz […] Bo tu, za tymi mostami – wbrew wszelkiej logice – jest koniec Rzeczypospolitej Polskiej. Tam, na ten ówczesny kraniec Polski przybył generał Haller ze swoim sztabem. Przeszedł przez pierwszy most i zatrzymał się. Kompania marynarzy polskich stała tuż nad granicą. Generał Haller przeszedł przed frontem marynarzy w  Tczewie, zajrzał w  oczy żołnierzom i  podniósłszy rękę do góry, powiedział twardym głosem: «Ślubuję, że  tej ziemi nie oddamy nigdy!» Po czym zawołał: «Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród». Rzekłszy to, czekał i  nasłuchiwał, jak tam, za Wisłą, przy ostatnim naszym posterunku za drugim mostem – zabrzmiała pieśń… Wszyscy wiedzieli na pewno, że istotnie nie rzucą tej ziemi, która jest drogą do morza i oddechem wolnej Polski». Wkraczając do kolejnych miast, żołnierze zawsze już śpiewali «Rotę»”.

10 lutego 1920 roku Wojsko Polskie dotarło do Pucka, gdzie miały się odbyć długo oczekiwane symboliczne Zaślubiny Polski z  Morzem. Wykonanie tego wywodzącego się z Wenecji, bardzo starego gestu, podpowiedział Hallerowi m.in. senator Bernard Chrzanowski, pisząc do generała: „w dawnych czasach rycerstwo na znak obejmowania morza w posiadanie wjeżdżało konno w fale morskie. Poddaję myśl, aby ułani, którzy dojadą nad morze, to uczynili oraz aby dowódca ich miał do nich przytem odpowiedzią przemowę! Byłoby najstosowniej, aby ułani to uczynili nad wielkiem morzem a nie przy zatoce”. Proponował uczynić to w Wielkiej Wsi (Władysławowie) lub przy ujściu Piaśnicy do morza, na północ od Żarnowca.
Zaślubiny Polski z Morzem zrealizowano w podniosłej atmosferze. Stały się one swoistym świętem tej części narodu polskiego, która od wieków zamieszkiwała na Pomorzu. Atmosfera ta nie udzieliła się całemu krajowi, bo jak wskazał Stanisław Wojciechowski, minister spraw wewnętrznych, późniejszy prezydent RP, trudna sytuacja gospodarcza, drożyzna sprawiła, że politycy w Warszawie obojętnie przyjęli wiadomość o obsadzeniu wybrzeża morskiego przez polskie wojsko. Wojciechowski, który jako delegat rządu towarzyszył w pociągu Hallerowi zmierzającemu do Pucka, napisał: „towarzyszyłem mu jako delegat rządu, ponieważ Piłsudski i Skulski zajęci byli innymi sprawami. Pociąg Hallera z władzami i delegacjami Sejmu witany był na stacjach przez tłumy miejscowej ludności z entuzjazmem wzruszającym do łez. Do naszego wagonu, razem z  wiązankami kwiatów, rzucano drobne zawiniątka z  klejnotami i  złotymi monetami na skarb narodowy. Z  zachowania się i  twarzy witających nas rodaków bił wielki hart ducha, nakazujący wierzyć, że  więcej niż inne dzielnice dają Rzeczypospolitej, a  mniej żądają”. Poza Wojciechowskim w  Zaślubinach            z  Morzem uczestniczyło wielu innych wybitnych polityków. Był wojewoda pomorski Stefan Łaszewski, 20 posłów Sejmu Ustawodawczego (m.in. Maciej Rataj, Ignacy Daszyński), wicepremier Wincenty Witos, minister spraw wojskowych generał Kazimierz Sosnkowski, wiceadmirał Kazimierz Porębski (szef Departamentu do Spraw Morskich), prezydent stolicy Piotr Drzewiecki. W pamięci miejscowych Kaszubów Zaślubiny Polski z Morzem były ważną uroczystością, do której dobrze się przygotowali. Józef Ceynowa, pochodzący z Połczyna w powiecie morskim niedaleko Pucka, pisał: „poszczególni mieszkańcy wywieszali polskie chorągwie i chorągiewki, stroili chaty w gałązki świerkowe i… czyścili buty na dzień następny, bo ściągały ich puckie uroczystości. Dziesiątego  lutego Połczyno ruszyło do Pucka. Chorągiew polska, biało-czerwona, je prowadziła. Młodzież męska ją niosła, zmieniając się kolejno, sołtys kroczył przy niej – średniorolny, a  zarazem kowal: Klebba. Oczy wszystkich ściągał Puck. Mój ojciec pierwszy spostrzegł panoszącą się na wieży kościelnej wielką chorągiew państwową – «Na farze pucczi chorągwia naszô?» – zawołali. «– Nie, tego jeszcze nie bëło – Kosoł le dbô o chorągwie swoji, koscelny, papiesczi» – mówili niektórzy, a jednak z fary zwisała chorągiew, majestatycznie chwiejąc się w powietrzu”. Tej radosnej dla Pomorzan uroczystości towarzyszyły ambiwalentne uczucia polityków. Z  jednej strony byli zadowoleni z  powrotu Polski nad morze, ale z drugiej nie kryli oburzenia, że to polskie „okno na świat” stanowił mały port rybacki w  Pucku. Towarzyszący Hallerowi w  Zaślubinach z  Morzem Edward Ligocki doskonale oddał panujące wśród nich nastroje i myśli: „Szaro było na niebie, mżył deszczyk drobny, włóczyła się lekka mgła. Dojeżdżaliśmy do Pucka, przepełnieni oczekiwaniem, tak długo noszonem w sercu. Tłum, czekający na dworcu ogarnął nas, zmieszał, popsuł szyk i kolejność pochodu. Brnęliśmy przez błoto puckie, a potem wprost przez łąki, do morza.
 
Trudno nawet powiedzieć – do morza. Spieszyliśmy nad brzeg puckiej zatoki, wyglądającej jak staw gdzieś na stepach, zmarzniętej doszczętnie – i gdzieś daleko zlewającej się z  linią obcej wody i  chmur. Przed nami  majaczyły kontury Helu, ciemne plamy karłowatych lasów sosnowych, lóz i  gęstego sitowia po brzegach. Smutno było i  szaro – i  niczem cień innego jakiegoś, obiecanego świata, szła z  mgiel ku nam powoli, uroczyście, przewspaniała kawalerja polska, niczem z obrazu Chełmońskiego zstępująca na ziemię… Miało być święto radości, dzień odzyskania, po tylu latach, własnego naszego, polskiego morza. Był natomiast dzień męskich rozmyślań – o tem, że li tylko złudzeniem dojścia do morza rzucono nam w oczy. Puck nie jest portem – Puck jest małem rybackiem miasteczkiem, jakich setki są na lagunach, pod Mestre i Chioggią, pod Carcassonne’ą i Cette, na południowym brzegu francuskim. Ktoby się ośmielił twierdzić, że wielkiej Francji błotnisty brzeg gnijącej zatoki, współzarośnięty szuwarem, gdzieś pod Montpellier, jako port morski wystarczy? Takim właśnie jest nasz polski port Puck… To też z pośród wszystkich wrażeń, któreśmy z Pucka wynieśli – górowało jedynie poczucie dziejowej krzywdy, osłodzonej uroczystym obchodem. Słońce nie chciało patrzeć na nas, gdyśmy doszli do Pucka i podnieśli polską banderę. Deszcz lał podczas wbijania pamiątkowego pala w  morze. Lód był potrzaskany przy brzegu – i  w  ten sposób, dopiero mógł wjechać Jenerał Haller ze  sztabem konno w «polskie morze»… W tę smutną wodę, marznącą i płytką, w istną wodę martwej laguny, wrzucił Jenerał pierścień Rzeczypospolitej wiążącej się z morzem na zawsze… Ale dzień ten był zapowiedzią innego jutra – był dniem uroczystego ślubu dojścia do morza.
Był, jak dzień wczesnej wiosny, kiedy dopiero lody pękają i jęczą gdzieś Żurawie wysoko, z pod chmur. Msza polowa nie była mszą dziękczynną – ale tylko mszą na intencję dojścia do morza. Strzały armatnie były groźbą, a  nie echem tryumfu. Wieczornica w miasteczku zgromadzeniem ludowem ze wszystkich ziem Polski, domagającym się Polskiego Morza. Wrzało i kotłowało na Sali – i, jako znak żywy francuskiego aliansu, zabrzmiał głos pułkownika Allegriniego domagający się POLSKIEGO GDAŃSKA. Nie dziś, to jutro… (…)”. Także relacja obecnego na zaślubinach Macieja Rataja, który później pełnił funkcje marszałka Sejmu RP, odsłania zażenowanie sytuacją. Wskazał na braki organizacyjne uroczystości i bankietu. Ponadto zapisał, że pogoda tego dnia była fatalna. „Deszcz padał na umór tak, że  nad księdzem celebrującym msze nad brzegiem morza trzymano parasol. Zatoka była zamarznięta, musiano wyrąbywać przerębel, by gen. Haller mógł dokonać «zaślubin z morzem», wrzucając do morza pierścień. Wskutek niesprzyjających okoliczności ceremonia dużo straciła na uroku. Nie mogło w tych warunkach podnieść wrażenia i «wjechanie do morza» oddziału konnicy polskiej, a dało komuś złośliwemu okazję do uwagi, że fantazja polska każe robić wszystko na opak: konnicy każemy pływać po morzu, a marynarzom chodzić po lądzie”. Sam generał Haller po wielu latach tak wspominał dzień Zaślubin Polski z  Morzem: „10  lutego wczesnym rankiem wyruszył mój pociąg specjalny przez Grudziądz, Tczew, Gdańsk do Pucka, na wszystkich stacjach owacyjnie witany. Od Grudziądza jechał ze mną przedstawiciel rządu, minister spraw wewnętrznych Stanisław Wojciechowski. W Gdańsku nastąpił dłuższy postój, ponieważ polska ludność ze starostą Wybickim na czele zgotowała nam na dworcu manifestacyjne przyjęcie. Starosta Wybicki wręczył mi dwa platynowe pierścienie dla zaślubin Rzeczypospolitej Polskiej z  Bałtykiem. Dopiero przed godziną pierwszą po południu dotarł pociąg do Pucka, gdzie mimo późnej godziny i deszczu ludność oczekiwała w  porcie koło ołtarza. Tam wkrótce dziekan frontu pomorskiego ks.  Major Wrycza celebrował Mszę św. zakończoną «Te  Deum». Drobny deszczyk nie przeszkadzał zupełnie, a  Kaszubi twierdzili, że  tak zawsze Bóg błogosławi rybakom, jak wyjeżdżają na dobre połowy. Po mszy św. przy salutach armatnich i odegraniu hymnu polskiego morska bandera wzniosła się na maszt. Dotychczasowy strażnik wybrzeża rybak kaszubski z  jedyną bronią, wiosłem u boku, oddawał straż w ręce marynarza polskiego”. „Błękitny generał” wraz z  swoimi oficerami dosiedli koni (Haller jechał na „Gryfie”).
Gryf jest mitycznym zwierzęciem przedstawiającym lwa z głową, z przednimi łapami i skrzydłami orła, niekiedy ma końskie uszy i ogon składający się dwóch jadowitych węży. Łączy cechy boskie i ludzkie, jest symbolem zwycięstwa życia nad śmiercią, pogromcą mocy piekielnych.
 
Wjechali na lód. Generał wysunął się na przód i  wzorem dożów weneckich wrzucił pierścień w kierunku szczeliny wykutej w lodzie. Po latach wspominał ten moment, pisząc, że: „po lodowej tafli lśniącej pod wodami pobiegło kilku Kaszubów, lecz żaden z nich nie mógł uchwycić pierścienia, który wiernie połączył się z wodami Bałtyku, a na moje pytanie: «Czemuście go nie chwycili?» – odpowiedzieli proroczo: «będziemy go mieli w Szczecinie». Bardzo mnie to ujęło, gdyż wyczuwaliśmy, że Puck to nie pełne morze, a tylko małe okienko na nie, co też wyraziłem tego samego dnia na bankiecie w Domu Zdrojowym, w którym wziął także udział przybyły z Warszawy wicepremier Witos, który zadeklarował pewną globalną sumę, jeszcze w markach polskich, na rozbudowę portów na Bałtyku”. Nie sposób pominąć faktu, że podczas mszy poprzedzającej Zaślubiny Polski z  Morzem                   w  Pucku 10  lutego 1920  roku, sprawowanej pod przewodnictwem księdza Zygmunta Rydlewskiego, kazanie wygłosił proboszcz-major ksiądz Józef Wrycza, kazanie – Manifest Kaszubów. Było to  niewątpliwie moment kulminacyjny w jego roli kapelana, a może w całym życiu. Moment ostatecznych narodzin jego legendy.
 
Kazanie wygłoszone podczas Zaślubin Polski z Morzem Dziekan Frontu Pomorskiego ks. ppłk. Józef Wrycza:
Dostojni Panowie, Narodzie Polski, Bracia Kaszubi! Kiedy niezapomniany twórca „Pieśni o ziemi naszej” spytał swojego młodego słuchacza: „A czy znasz ty bracie młody Te pokrewne twoje rody?” Tedy wyliczył mu szczepy i narzecza polskie i szczepy takich braci, którzy kiedyś zamieszkiwali na tej wielkiej macierzy polskiej ziemicy, prowadził go na Mazowsze i Wołyń, pokazywał mu Górali i Litwinów. I Żmudź Świętą i Rusinów. Zapomniał o  jednym zakątku, o  Pomorzu, o  Kaszubach, o  płucach Polski jego muza milczy. A  przecież „Ille mihi praeter omnes angulos ridet”( „Uśmiecha się do mnie zza wszystkich kątów”.)
. Ta  ziemia kaszubska, to ten kącik naszej ojczyzny, który przed wszystkimi nam się uśmiecha. Boć tu właśnie Polska nasza dochodzi do morza, które jest jakoby oknem na cały świat, jakoby tą furtą, przez którą bogactwa niezliczone do kraju przychodzą. A i samo w sobie jest bogactwem, bo skarby nieocenione kryje w sobie. Zapomniał pieśniarz Polski o nas, o Kaszubach, do niedawna niewiele troszczył się szerszy ogół społeczeństwa polskiego o morze i przyległe ziemie. Atoli nie zapomnieli Kaszubi, co ich powinnością było wobec całej Polski. Co Homer Kaszubski, Hieronim Derdowski, wyśpiewał
„Czujce tu ze serca tóni Skład nasz Apostolści
Nie ma Kaszeb bez Polonii,
a bez Kaszeb Pólsczi!”
 
O  tem credo narodowem każdy Kaszuba pamiętał. I  choć fale germanizmu groźne biły i  zalaniem ziemiom kaszubskim zagrażały, Kaszuba stał twardy i  niewzruszony, jak ona – skała na morzu. Zawładnąć sobą nie dał, ducha polskiego w swej checzy kaszubskiej pielęgnował, pomimo wszelkich wysiłków nauczycieli germanizatorów, a  nieraz i  księży. Tem samem ziemie i  morze kaszubskie dla Polski zachował. I  otóż dzisiaj nadeszła ta  chwila historyczna, w  której Kaszubi Ojczyźnie oddawają w posiadanie ten klejnot, uporczywie w zaciętym boju strzeżony. Morze, to nasze piękne, ukochane polskie morze, dzisiaj wraca pod skrzydła opiekuńcze Orła Białego. Polsko, Ojczyzno moja nad życie ukochana, widzieliśmy jak w  ostatnich dniach dzierżawy twoje CUDOWNIE się powiększały. Dziś, Polsko, zakwitł ten wielki i święty dzień, w którym nabywasz znaczenia wielkoświatowego. Albowiem dzisiaj Twoja stopa stanęła nad morzem, nad własnym twojem morzem. Myśli całego narodu zestrzelone w jedno ognisko, na ten piaszczysty jasny brzeg morza polskiego. Z  zapartym oddechem wsłuchuje się naród polski w  te  pienia radosne, łkania i  modły dziękczynne, które płyną tu  od morza aż hen do Karpat niebotycznych turni. A  ten wiatr morski dzisiaj radośnie świszczy, plusk fal nadbrzeżnych jakoby weselszy dzisiaj, wolniej oddycha dziś pierś marynarza kaszubskiego, bo tem morzem zawładnęła Pani pracowita, Polska ukochana, która podłym gwałtem wrogów-zaborców na długo pozbawiona była panowania na morzu. Witaj więc ukochane nasze, witaj polskie morze. Dzieci całej Polski tu, na jasnym Twym brzegu się zgromadziliśmy, by cię przywitać ze  łzą radości w  oku, a  weselem wielkim w  sercu. Witaj więc nam morze Polski! Niech falami twojemi niesione, a pomyślnym wiatrem pędzone, nasze okręty niosą bogactwa innych ziem polskich do dalekich krain zamorskich, a w zamian za to niech nam stamtąd przyniosą, czego nam nie dostaje. Kiedy trzy lata temu księdzem rybackim będąc i na owym półwyspie helskim razem z braćmi rybakami straż nadmorską pełniąc, patrzyłem na sine fale Bałtyku (…) czy śmiałem o tem marzyć że za trzy lata zaledwie będzie mi danem witać tu, nad morzem Polskę, jej banderę, jej wojsko, jej wodzów wielkich i sławnych? O  Boże wszechmogący wielkie i  przedziwne są dzieła Twoje! Tobie Boże zawdzięczamy, że  Polska powstała wolna i  niepodległa, Tobie, że  ład i porządek wewnętrzny się weń wzmaga, że rośnie znów w państwo potężne. Tobie, o  Boże, dzięki, że  jeden z  najdalszych szczepów Polski, ten lud kaszubski, nadmorski wraca na łono ukochanej macierzy. Więc tedy wołam: Benedicte, omnia opera Domini Domino – błogosławcie Panu wszystkie jego dzieła. „Benedicte Maria et Flumina Domino”, a nade wszystko Ty, morze polskie, błogosław Panu, że  wody Twoje u  podnóża polskich gór wzięte a  przez Polski krainy srebrną wstęgą przeprowadzone oddać możesz znów do morza polskiego. „Benedicte cete et omnia quae moventur in aquis Domino” – wy wszystkie stworzenia Boskie żyjące w wodach polskiego morza, błogosławcie Panu. Filli hominum benedicite Domino152. – A i wy, syny kaszubskie, błogosławcie Panu, od dziecięcia zaledwie paciorek mówiącego, aż do starca siwowłosego, wyczekującego od lat zbawienia pańskiego i  wy, synowie całej Polski, błogosławcie Panu, że  dał wam dożyć tego dnia szczęśliwego, w  którym odzyskujecie wolność upragnioną w  Ojczyźnie polskiej, a  w  zamian za to szczęście dar tak zacny dajecie Ojczyźnie – morze polskie. A  chociaż nie ze  wszystkiem nasze marzenia się ziściły. Chociaż Gdańsk, kiedyś nasz, jeszcze nie jest znowu nasz. Ślubujemy w tym dniu uroczystym, że nie spoczniemy, aż i klucz do skarbca morza Polskiego, Gdańsk ukochany znów będzie nasz. A  błogosławiąc Panu za jego dobroć względem nas, proście i  dziś i  po wszystkie dni życia waszego, aby tym zuchom naszym, idącym na szlaki morskie, Matka Niebieska, Królowa Korony Polskiej, ta  Gwiazda Morza, patronką była we wszystkich niebezpieczeństwach jazdy morskiej. Błagajcie, żeby Jezus, jak był z apostołami w czasie burzy morskiej i jednym słowem uspokoił wzburzone siły morskie, tak i był zawsze towarzyszem ratującym naszym marynarzom polskim na wszelkich drogach morskich, po wszystkie, nigdy nie skończone czasy panowania polskiego na morzu naszem. Ku czemu niech posłuży to  błogosławieństwo kapłańskie i  boskie, o  które i  wy błagając na kolana pobożnym westchnieniem błagać zechciejcie: A  błogosławieństwo Boga Wszechmogącego Ojca i  Syna i  Ducha Świętego, niech zstąpi na Ciebie morze polskie i zawsze niech pozostaje. Amen!
Kazanie było wzniosłe, osnute na przekazie religijnym, ale dobrze osadzone w realiach miejsca i czasu. Ksiądz wojak doskonale znał wierny lud kaszubski, dzięki posłudze w Jastarni. Do Kaszubów adresował pochwałę za ich wysoką, wyjątkową kulturę, tak bardzo polską. Z drugiej strony, wyrabiał w słuchaczach przekonanie, jak wiele Polska zawdzięcza Kaszubom. Są oni fundamentem trwania, ochrony morza i  jego brzegów dla przyszłej Polski. Była to  myśl niezwykle ważna, gdyż administracja polska, armie wyzwalające te  ziemie, często traktowały ten region jako niemiecki. Wojacy niekiedy dopuszczali się krzywd na miejscowej ludności. Wrycza mówił głośno, odważnie, w obecności miejscowej ludności, władz państwowych i wojska, że Kaszubi to Polacy, którzy przez wieki pielęgnowali w swoich domach polskość. W chëczach kaszubskich potajemnie uczono dzieci polskiego języka i czytano polską książkę.
 
Uczestnicy rejsu po Bałtyku następnego dnia po Zaślubinach w Pucku – w łodzi, którą popłynęli na kuter „Seestern”, a na nim odbyli rejs po morzu. Stoją od lewej: adiutant gen. J. Hallera, Jan Myślisz z Helu, kontradmirał Kazimierz Porębski, nieznany oficer ze sztabu, Józef Wrycza, wojewoda Stefan Łaszewski, gen. Józef Haller, Antoni Muża z Helu (z wiosłem), Józef Goyka z Chrapowa (z chorągwią) i ppłk Iwanowski. Siedzą od lewej: Józef Bolda z Chałup, Jan Muża z Chałup, Wincenty Konkol z Kuźnicy, Bolesław Budzisz z Kuźnicy i Konrad Długi z Jastarni.
 
Relację z zaślubin zamieściła prasa w całej Polsce, wiele z nich odnotowało również nazwisko kaznodziei. „Gazeta Gdańska” napisała: po ewangelii wygłosił kapelan wojskowy frontu pomorskiego Ks. Wrycza śliczne kazanie, w którem wspomniał o cierpieniach ludu kaszubskiego, przywiązanego do macierzy ojczystej (…)”. Sam Wrycza dumny był ze swojego uczestnictwa w Zaślubinach z Morzem. W  liście do kurii biskupiej w  roku  1959 zapisał: „dnia 20  lutego 1920 przy objęciu przez gen. Hallera wygłosiłem przemówienie historyczne i jako pierwszy kapłan rodowity Pomorzanin, Kaszuba, pobłogosławiłem morze Polskie i z gen. Hallerem, wojewodą Łaszewskim, starostą krajowym Wybickim i  artystą malarzem [Leonem – K.K.] Wyczółkowskim odbyłem godzinną przejażdżkę po morzu Polskim we Władysławowie i  to  na kutrze rybackim «Seestern» [kier]owanym przez rybaka Pipera (…)”.
 Kazanie w Pucku było najważniejszym kazaniem Wryczy w życiu. Wygłoszone w  doniosłej, historycznej chwili. Przyniosło mu wielką chwałę, sławę, poważanie i  legendę wśród ludu. Wrycza przybył z  wojskiem Hallera jako jeden z  nich. Tak samo – jako jednego z  nich – postrzegała go miejscowa ludność, która odebrała kazanie ze zrozumieniem i radością Józef Ceynowa pisał: „Ksiądz kapelan Józef Wrycza wygłosił podniosłe kazanie. Przed kilku laty był wikariuszem w pobliskiej Jastarni, znał więc dobrze lud tutejszy i mógł zagrać na jego strunach uczuciowych, zapukać do ofiarności, co też uczynił po mistrzowsku i  nie bez echa pozostał, o  czym świadczyły wyniki pożyczki państwowej”. Po Zaślubinach kontynuował służbę w 63. Toruńskim Pułku Piechoty. Żołnierz 63. Pułku Piechoty (toruńskiego) – udział w wojnie z bolszewikami Po przybyciu na Pomorze pułk przemianowano. Używaną dotąd nazwę Toruński Pułk Piechoty przemianowano na 63. Pułk Piechoty (Toruński). Rozporządzenie o zmianie wydało Ministerstwo Spraw Wojskowych. Długo jednak funkcjonowała nazwa poprzednia. Krótki czas Wrycza był kapelanem garnizonu i  szpitala w Toruniu. W końcu stycznia, bądź na początku lutego, 1920 roku miał zaszczyt przewodzić uroczystości poświęcenia kościoła poewangelickiego159, który odtąd służy Wojsku Polskiemu jako kościół garnizonowy i znajduje się tuż przy toruńskiej Starówce. W liście do kurii biskupiej 8 marca 1959 roku, podkreślając swoje zasługi, zapisał: w ostatnią niedzielę stycznia czy w pierwsza lutego 1920 roku dokonałem „za zgodą śp. Księdza Biskupa Rosentretera poświęcenia kościoła poewangelickiego w  Toruniu na Kościół garnizonowy «poświęcony» 1899 przez Wilhelma II, poprawiłem więc robotę cesarską”160. Pułki pomorskie krótko stacjonowały na Pomorzu w 1920 roku. Wiosną je rozlokowano. Pułk Wryczy w połowie marca 1920 roku wyruszył do Kartuz, gdzie krótko stacjonował jeden z batalionów, a stamtąd na front do Warszawy161 i następnie rozpoczęła się wojna Polski z nadciągającymi po rewolucji w Rosji bolszewikami. Przygotowania do wysłania żołnierzy na front trwały od kwietnia 1920 roku. Do walki z  bolszewikami przerzucono na wschód całą 16. Dywizję Pomorską, w  tym 63.  Pułk Piechoty (Toruński). Wrycza nadal był kapelanem pułkowym i proboszczem dywizj. Od 19  kwietnia batalion sztabowy i  dowództwo pułku znajdowały się w  Warszawie. 1. batalion 63. Pułku dotarł do Warszawy 23  kwietnia, dwa dni później 2. batalion. Od tego dnia pułk stał w  pogotowiu, w  oczekiwaniu na kolejny rozkaz.
 

Śpiewnik

Folder plików

 

Najnowsze piosenki

więcej
 
na górę