Ktoś mówił, że z gliny ulepił mnie Pan,
A przecież się składam z kości i z krwi,
Z kości i z krwi i jarzma na kark,
I pary rąk, pary silnych rąk.
Co dzień szesnaście ton i co z tego mam,
Im więcej mam długów, tym więcej mam lat;
Nie wołaj święty Piotrze ja nie przyjdę już,
Bo duszę swoją sprzedałem za dług.
Gdy matka mnie rodziła - ponury był dzień,
Wziąłem więc szuflę, poszedłem pod szyb;
Nadzorca rzekł mi: „Nie zbawi cię Pan,
Załaduj co dnia szesnaście ton”.
Czort może dałby radę, a może i nie,
Szesnastu tonom podołać, podołać co dzień;
Szesnaście ton, szesnaście jak drut,
Codziennie nie da rady nawet we dwóch.
A gdy mnie spotkasz, lepiej z drogi mi zejdź,
Bo byli już tacy, nie pytaj gdzie są,
Nie pytaj gdzie są, bo znajdzie się ktoś…
Nie ten, to ów co załatwi cię.