Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły,
i coś tam klaszcze pod borem,
Pewnie mnie czeka mój Filon miły,
pod umówionym jaworem.
Nie będę sobie warkocz trefiła,
Tylko włos zwiążę splątany,
Bo bym się jeszcze bardziej spóźniła,
A mój tam tęskni kochany.
Wezmę z koszyczka maliny moje,
I tę plecionkę różową.
Maliny będziem jedli oboje,
wieniec mu włożę na głowę.
Prowadź mnie teraz, miłości śmiała,
gdybyś mi skrzydła przypięła,
żebym najprędzej bór przeleciała,
potem Filona ścisnęła.