Stałem długo przy mym oknie,
Chmurny, chłodny to był dzień
Wtem karawan się wytoczył,
Aby matkę mą zabrać hen!
G
Jeśli koło to wytrzyma,
C G
Wkrótce Panie, wkrótce już,
G
Lepszy dom tam czeka na nią,
D C G
W niebie, w niebie o Panie mój!
Rzekłem do karawaniarza:
„Ruszaj wolno, nie śpiesz się”.
Przy tej pani, którą wieziesz,
Dłużej wtedy będę szedł.
Szedłem blisko, tuż za trumną
Dusząc dzielnie przypływ łez,
Lecz nie mogłem ukryć bólu,
Gdy musiała w swym grobie lec.