Kolorowe kredki
(z repertuaru zespołu dziecięcego "Fasolki")
( C F G7 F – G C )
…
G7 F G C
Kolorowe …
C
Kolorowe …
G7 C G7 C
Namalują …
…d C G7 C
I …
F e
A …
d C G7 C
Prawdziwą …
F e
Kiedy …
d C G7 C
Siadamy …
F e
Malują …
d C G7 C
Słonia …
F e
Kiedy …
d C G7 C
Siadamy …
F e
Malują …
d C G7 C
Słonia …
"Kolorowe kredki" - Fasolki
Marian Sawa (ur. 12 stycznia 1937 w Krasnymstawie; zm. 27 kwietnia 2005 w Warszawie) - polski kompozytor, organista, improwizator, muzykolog, pedagog.
Wyższe studia muzyczne odbył w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (obecnie Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) w Warszawie w klasie organów Feliksa Rączkowskiego i w klasie kompozycji Kazimierza Sikorskiego. Jako pedagog pracował w warszawskim szkolnictwie muzycznym szczebla średniego i wyższego: w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. J. Elsnera, Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. K. Szymanowskiego, Akademii Muzycznej im. F. Chopina oraz w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w specjalności muzykologia teoretyczna i Stosowana.
Koncertował jako solista i akompaniator w kraju i za granicą. Nagrał szereg płyt LP i CD dla takich wytwórni, jak m.in. Polskie Nagrania, Polskie Nagrania Edition, Veriton, Polonia Records, Arston, DUX, Acte Prealable.
Laureat licznych nagród kompozytorskich, m.in. I Nagrody na Konkursie Młodych Kompozytorów ZKP za utwór Assemblage na orkiestrę oraz nagród i wyróżnień o charakterze państwowym (nagrody Ministra Kultury i Sztuki i Ministra Edukacji Narodowej).
Wiera Badalska (ur. 19 lipca 1925 w Taszkencie) – autorka książek i wierszy dla dzieci, podręczników (m.in. język polski Rośniemy razem. Wypisy dla klasy II), tekstów piosenek. Tłumaczyła z języka rosyjskiego i języka czeskiego.
Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutowała w roku 1946 na łamach Świerszczyka (prowadziła tam cykl Kolorowe literki) i Płomyka. Przez wiele lat współpracowała z różnymi pismami dziecięcymi, pracowała także jako nauczycielka i bibliotekarka. Jest autorką audycji radiowych i scenariuszy do filmów animowanych.
Ballada o uprzejmym rycerzu
Wiera Badalska
Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.
Grzecznie rozmawiał z każdym
słów brzydkich nie używał
mile widzianym gościem
na zamku króla bywał...
A nie opodal zamku –
jak głoszą dzieje stare –
smok, groźny i podstępny,
w górach miał swą pieczarę.
Gdy noc zapadła czarna,
z jamy wyłaził skrycie
i swoim zachowaniem
zatruwał ludziom życie
Król z gniewu brodę targał
i – jak to często bywa –
temu, kto zgładzi smoka,
córkę swą obiecywał.
Niejeden tam już śmiałek
konno i z mieczem w dłoni
z okrzykiem – Giń, poczwaro! –
do smoczej jamy gonił.
Lecz smok tak ogniem ziajał
i ryczał tak donośnie,
że każdy – choć odważny –
umykał, gdzie pieprz rośnie!
Wreszcie rzekł rycerz grzeczny:
- Ja pójdę, proszę króla!
Ten smok coś tu za długo
bezkarnie sobie hula!
Poszedł. Przy smoczej jamie
przystanął w pełnej zbroi
i palcem – puk! puk! – w skałę
zapukał jak przystoi.
- Przepraszam, że przeszkadzam –
lecz to poważna sprawa...
Chciałbym z szanownym panem,
poważnie porozmawiać.
Smok zdębiał! Już rycerzy
przepłoszył stąd niemało ..
. Teraz nie pisnął słowa.
Po prostu go zatkało!
A rycerz mówił dalej:
- Zwykle unikam bójek,
ale się pan niestety,
okropnie zachowuje!
Niestety, ogniem zionie,
niestety, owce dusi,
więc w skórę pan, niestety,
ode mnie dostać musi!
Mam pana kolnąć mieczem?
Czy kopią? Jak pan woli?
Ale uprzedzam z góry,
że to okropnie boli.
Więc może by pan jednak
stąd dobrowolnie poszedł.
Niechże się pan namyśli,
uprzejmie pana proszę ...
Smok tylko okiem łypnął,
podumał jeszcze chwilę
i sapnął – Chyba pójdę,
gdy mnie tak prosisz mile ...
Chociaż owieczek tłustych
spora tu jest gromada,
lecz gdy ktoś grzecznie prosi,
odmówić nie wypada.
- Pa! Żegnam! – machnął łapą,
ukradkiem łzę starł z oka,
rozwinął smocze skrzydła,
i ... zniknął gdzieś w obłokach.
Król z córką na zwycięzcę
już czekał na tarasie.
I weselisko huczne
wyprawił w krótkim czasie.
Wiera Badalska
Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.
Grzecznie rozmawiał z każdym
słów brzydkich nie używał
mile widzianym gościem
na zamku króla bywał...
A nie opodal zamku –
jak głoszą dzieje stare –
smok, groźny i podstępny,
w górach miał swą pieczarę.
Gdy noc zapadła czarna,
z jamy wyłaził skrycie
i swoim zachowaniem
zatruwał ludziom życie
Król z gniewu brodę targał
i – jak to często bywa –
temu, kto zgładzi smoka,
córkę swą obiecywał.
Niejeden tam już śmiałek
konno i z mieczem w dłoni
z okrzykiem – Giń, poczwaro! –
do smoczej jamy gonił.
Lecz smok tak ogniem ziajał
i ryczał tak donośnie,
że każdy – choć odważny –
umykał, gdzie pieprz rośnie!
Wreszcie rzekł rycerz grzeczny:
- Ja pójdę, proszę króla!
Ten smok coś tu za długo
bezkarnie sobie hula!
Poszedł. Przy smoczej jamie
przystanął w pełnej zbroi
i palcem – puk! puk! – w skałę
zapukał jak przystoi.
- Przepraszam, że przeszkadzam –
lecz to poważna sprawa...
Chciałbym z szanownym panem,
poważnie porozmawiać.
Smok zdębiał! Już rycerzy
przepłoszył stąd niemało ..
. Teraz nie pisnął słowa.
Po prostu go zatkało!
A rycerz mówił dalej:
- Zwykle unikam bójek,
ale się pan niestety,
okropnie zachowuje!
Niestety, ogniem zionie,
niestety, owce dusi,
więc w skórę pan, niestety,
ode mnie dostać musi!
Mam pana kolnąć mieczem?
Czy kopią? Jak pan woli?
Ale uprzedzam z góry,
że to okropnie boli.
Więc może by pan jednak
stąd dobrowolnie poszedł.
Niechże się pan namyśli,
uprzejmie pana proszę ...
Smok tylko okiem łypnął,
podumał jeszcze chwilę
i sapnął – Chyba pójdę,
gdy mnie tak prosisz mile ...
Chociaż owieczek tłustych
spora tu jest gromada,
lecz gdy ktoś grzecznie prosi,
odmówić nie wypada.
- Pa! Żegnam! – machnął łapą,
ukradkiem łzę starł z oka,
rozwinął smocze skrzydła,
i ... zniknął gdzieś w obłokach.
Król z córką na zwycięzcę
już czekał na tarasie.
I weselisko huczne
wyprawił w krótkim czasie.