E6
W Emmanuelssegen tyj pierońskiej grubie
E6
Han Leonard Fridriś w czornyj miyszko sztubie
A7
Łazi haw a nazod i ino wachuje
E6
Eli jakiś grubiorz cosik niy rompluje
cis Gis
Fto na szychcie nyno sztucho go pyrlikiym.
A C D7 cis e fis e fis e / cis e fis e g fis
Dyć Go som Ponbócek mianowoł skarbnikiym.
I godo do lebrów - “Wstować łobiboki
Już wos mom pierony łod dawna na łoku
Karty i gorzoła, to wom ino w gowie
Dyć sie tu przedy mnom żodyn z wos niy schowie
Nawet te co ino udajom, kej robiom
Te miglance tyż sie przedy mnom niy schowiom”.
A kiejsik skapuje, co chopy robotne
Zarozki jest do nich kiej ta blinda w łoknie
Bo trza wom to wiedzieć, co te istne chopy
Niy bojom sie nowet fest ciynżkiyj roboty
Jednymu doł picie, drugiymu klapsznita
A za wczasu godo kiej trza gibko pitać.
W Emmanuelssegen tyj pierońskiej grubie
Skarbek Fridriś czuwo co by było cudnie
Co by nowet baby na wiyrchu wiedzioły
Że ich chop na zicher wróci do dom coły
Fto go ino spotkoł już niy medykowoł
A niy godoł gupot, że łon jes kiej dioboł?
W Emmanuelssegen na grubie jak pizło
Zasik jakiś chachor sie pod nosem gwizdoł
Mondrzyjszy łod wszyjstkich, rozumy pozjadoł
Hnet modre świotełko pociongło go na dół
Tyn co ze skarbnika śmioł sie tu przed chwilom
Łoroz go przysuło i chopa niy było.
A kiej wszyjstkie gruby łostanom zawarte
Skarbnik z grubiorzami bydzie groł sie w karty
I niy bydzie żodnyj miendzy nimi zwady
Ptoszków słuchać bydom miast zrzędliwyj baby
Poniykedy luknom na ta Erdmancyje
Kaj tyn nosz Leonard szkryfloł poezyje.
SKARBNIK Z EMANUELSSEGEN - Sylwek Szweda
Emanuelssegen - (Błogosławieństwo Emanuela) - nazwa osady górniczej, dzisiaj Murcki
pierońskiyj - strasznej, okrutnej, bezlitosnej (w tym kontekście)
grubie - kopalni
han - gdzie
w czornyj - w czarnej, w ciemnej
sztuba - izba, pokój, szkoła
łazi - chodzi
haw a nazod - tam i z powrotem
wachuje - pilnuje
ino - tylko
eli - czy, jeśli, albo, jeżeli, o ile
grubiorz - górnik
cosik - coś
rompluje - rozrabia, łobuzuje
fto - kto
na szychcie - w pracy na dniówce
nyno - śpi
sztucho - szturcha
pyrlikiem - kilofem
dyć go som Ponbócek - przecież go sam Pan Bóg
i godo do lebrów - i mówi do udających, że pracują
łobiboki - nieroby
pierony - kombinatorzy, cwaniaki, dranie, łobuzy
gorzoła - wódka
ino - tylko
dyć - przecież
miglanc - cwaniak, łobuz, leń
kiejsik skapuje - kiedy zrozumie
zarozki - zaraz, od razu
kiej ta blinda - jak ta latarnia, jak to światło
łokno - okno
trza - trzeba
co te istne chopy - że ci prawdziwi mężczyźni
fest ciynżkiyj roboty - bardzo ciężkiej pracy, najcięższej pracy
klapsznita - kanapka
godo - mówi
gibko pitać - szybko uciekać
czuwo - czuwa
baby - kobiety
na wiyrchu - na powierzchni
na zicher - jak spięte agrawką, z pewnością
niy medykowoł - nie zastanawiał się
niy godoł gupot - nie mówił głupot
że łon jes kiej dioboł - że on jest jak diabeł
pizło - rąbnęło, huknęło, uderzyło, zwaliło się
zasik - znów
chachor - łobuz, huligan, łajdak
pociongło - pociągnęło
łoroz - nagle
przysuło - zasypało
wszyjstkie - wszystkie
łostanom - zostaną
lygnom sie - położą się
kaj - gdzie
miast - zamiast
zafilujom - spojrzą
luknom - popatrzą, spojrzą, rzucom okiem
na ta Erdmancyje - na to Wzgórze Adama (dzisiaj w Murckach Wzgórze Wandy)
poniykedy - czasami
szkryfloł - pisał
*
Eli naprowdy je sie ô co ciepać? (M. Szołtysek, Ksiynga Proroka Jonasza)
Czy naprawdę jest się o co rzucać?
Eli ôna go richtiś zabiyła? (M. Melon, Kōmisorz Hanusik i umrzik we szranku)
Czy ona go naprawdę zabiła?
Eli Pōnbōczek sie pochytŏ? (G. Buchalik, Wachtyrz.eu)
Czy Bozia się połapie?
Niy wiym, czy cug przijedzie.
Niy wiym, eli cug przijedzie.
I rano zaś wczas, wiycie, tulma ludzi prziszło ôglōndać, eli zaś jeszcze tyn wojŏk je żywy. (Dzierżysławice, 1959)
Prziszeł do jednej wsi a pitoł sie eli by tam nie dostoł służby (Karniōw, 1869)
Ôn stanōł tak go sie było pytano jeli sie boji ôn ôdpowiedzioł iże ni (Nagodowice, 1869)
I wypytowoł jyj sie, jeli co nie ôstała kōmu dużna ôd dŏwnych lŏt. (Wielke Staniszcze, lata 30.)
Tyn lykarz zaś mōwiōł mu, jeźli mŏ podstawe jakōm, poświadczynie, niby ôd drugigo lykarza. (Bieruń, 1934)
Na tę książkę czekałem od dłuższego czasu. „Podania i Baśnie z Górnego Śląska” - Elisabeth Grabowski. Pierwszy raz wydana w roku 1922 w języku niemieckim. Dziś prawie 100 lat od pierwszego wydruku wydana ponownie z polskim tłumaczeniem. Gdy z Sylwkiem zaczęliśmy myśleć o nowych bluesach, od razu wiedziałem — jeden z nich będzie odwoływał się do informacji zawartych w tej książce.
Pierwotnie, będąc w błędzie związanym z niedoskonałością translatorów, usilnie myślałem o legendzie córki Götze'go (tego samego, który razem z Metzlerem pisał w połowie XIX wieku po prośbie o utworzenie pierwszej szkoły w Murckach). Jak się okazało, nie było niestety żadnej legendy o córce sztygara Götze'go. Jest jedynie informacja o tym, że owa córka była źródłem legend górniczych zawartych w tej pozycji. Pierwsze rozczarowanie w pełni jednak zostało zastąpione nowo odkrytą, fascynującą sprawą. O tym właśnie traktuje napisany blues.
Choć w przedstawianych legendach górniczych mamy do czynienia z niedopowiedzeniami, od razu rzuca się to w oczy. Użyte tytuły zawodu, jakimi posługiwał się skarbnik, czyli mistrz górniczy, sztygar, a później inspektor górniczy to nikt inny jak (takiej dosłownej informacji tam jednak nie znajdziemy) Christoph Friedrich Leonhard(t). Co ciekawe, zmarły w roku 1832 i ta data też jest zapisana w przytoczonych legendach! Ten sam ekscentryczny człowiek z warkoczem, romantyczny poeta, piewca przyrody, o którym już kiedyś napisałem - To ci artysta! Jeśli opowiada to córka sztygara, który pracował na tej samej kopalni (Emanuels Seegen Grube — najstarszej kopalni węgla na Górnym Śląsku) jakieś dwie dekady później co ów mistrz górniczy, przy założeniu prawdziwości mojej tezy, wskazuje to na olbrzymią estymę i nieszablonowość życia, którą pozostawił po sobie Krzysztof Fryderyk Leonhard, stając się źródłem legend dla potomnych.
W kronice Pszczyńskiego Wolnego Państwa Stanowego Schaeffera czytamy pod rokiem 1832: [...]Dnia 26 września zmarł w Murckach tamtejszy nadsztygar Leonhard. Początkowo pracował on w Paprocanach pod nadzorem inspektora hut i kopalń Kisa, który był głównym zarządcą kopalń w księstwie pszczyńskim. W lipcu 1813 r. Leonhardowi powierzono specjalny nadzór jako inspektorowi nad wszystkimi kopalniami, zaś w grudniu tego samego roku panujący wówczas książę Ferdynand mianował go nadsztygarem. Stanowisko to zajmował aż do śmierci. Był to człowiek starej daty, używał własnego niemieckiego języka górniczego, znał się na górnictwie, a ponadto posiadał potrzebną wiedzę z zakresu miernictwa górniczego. Pod jego kierownictwem kopalnie były prowadzone planowo. W Murckach, na terenach zdewastowanych przez szkody górnicze, założył kilka rozległych sadów, które jednak w niedługim czasie podupadły, ponieważ były założone na nieodpowiednim podłożu. Był on również prawdziwym poetą natury i opiewał na swój sposób godne uwagi wydarzenia. Nosił warkocz. Nigdy nie pozwolił go sobie obciąć i zabrał go z sobą do grobu. [...]
W sumie w tej książce odnajdujemy 4 legendy górnicze i jedną leśną z Murckami związane. Obok legend zapisanych przez Augustyna Halottę jest to niesłychanie ważna książka. Pomimo względnie przeciętnego warsztatu literackiego autorki, udało jej się uchwycić pewien moment w historii naszej (ale nie tylko naszej) miejscowości. Wyłania się nam, z pewnością tylko częściowy obraz wierzeń danej społeczności. W dodatku, tak jak mi się wydaje, jesteśmy tu świadkiem tworzenia i zamieniania pewnych faktów historycznych w sferę nierzeczywistą, w sferę wyobrażeń i legend. Ta książka właśnie dlatego jest tak istotna. Ma bowiem wymiar bardziej etnograficzny niż literacki. Nie mniej, prócz skarbnika, o którym traktuje blues, znajdują się tej książce dwie perełki związane z Murckami — legendy górnicze „Zatopiony szyb” i „Wierna żona górnika” o których powinno uczyć się w naszej szkole. Ta pozycja obok „Śląskich berów, bojków i opowiastek z dawnych lat” A. Halotty jest po prostu obowiązkowa!
Co zaś tyczy się Krzysztofa Fryderyka Leonhard'a. Niesłychany figlarz z niego! Od lat staram się znaleźć jakieś zapiski, choćby fragmenty jego wierszy, lub tego, o czym wspomina kronika Schaeffera — zapisków, lub pamiętnika, w którym opiewa na swój sposób wydarzenia. Jakby nie było, mielibyśmy swojego, murckowskiego romantycznego poetę, który tak jak to w tradycji śląskiej się utrwaliło, ma swoją dobrze wykonywaną robotę, ale prócz niej swoje nadzwyczajne życie z pasją. Zaiste, Leonhard tak jak skarbik, nie odkrywa wszystkich swoich tajemnic. Pomimo że wiemy, iż on jest, to jest nieuchwytny.
Acha — muzycznie blues Sylwkowi wyszedł RE-WE-LA-CY-JNY!!!
Co do tekstu. Choć Sylwkowi dałem pierwszy roboczy tekst, na którego bazie napisał go raz jeszcze, choć wraz z nim dopieszczaliśmy poszczególne słowa, On zaś mnie pominął w tworzeniu tekstu. No cóż... ważne, że naprawdę jestem pod jego urokiem.
Szkice z Bartłomiejem Zatorskim:
Jak już obermeister nom padochnoł
poszoł yntlich do pon buczka
padoł mu co by go nazod cofnył
bo se tak swej pszoł robocie
szpas mu ino przi tym buczek sprowił
co go strzigom lajstnoł ku nom
Tak se Frydrich łazi po tej grubie
I filuje jak to przudzij robioł
lebrom a chacharom sztrofa daje
zaś na opy dobrym ludziom dopomogo
Kimście som, panie obermaister?
Wyście som jak jaki dioboł?
Jo jes pon na wszyjskich grubach i na wszyjskich bergach.
niyma żech tam żodyn diosek. Jo som duch kopalni, skarbek
Jak już obermeister sie padochnoł
poszoł yntlich do pon buczka
padoł co by go (dryn) cofnył nazot
bo robocie swoji tak był rod
Buczek ino szpas mu przi tym sprowioł
co go strzigom nazot ku nom posłoł
Zaś sie Frydrich po tej grubie bujo
I wachuje jak to przudzij buło
lebrom a chacharom sztrofa daje
a na opy dobrym ludziom pszaje
Fto go spotko ino durś sie medykowoł
Wyście som jak jaki dioboł?
Jo jes pon na wszyjskich bergach i na wszyjskich grubach.
niyma żech je diosek. Jo som duch kopalni, skarbek
Jo jest pon na wszyjstkich grubach
Boł na Murckach obermajster co sie tam wybłagoł sztuba
Emanuelssegen gruba
Ti sie richtiś zdarzyć miało
lebrom a chacharom sztrofa daje
a na opy dobrym ludziom pszaje
Fto go spotko ino durś sie medykowoł
Wyście som jak jaki dioboł?
Emmanuelssegen gruba to ci była tako sztuba
Fto go spotko ino durś sie medykowoł
Wyście som jak jaki dioboł?
Tam Leonard Fridriś kagankiym blindowoł
W Emmanuelssegen tyj pierońskiej grubie
Tam Leonard Fridriś w czornyj mieszkoł sztubie
Cało ta podziemno aglomeracyjo
Tymu skarbnikowi durś podległo była
I wszyjstkie co z tego tyż na wiyrchu żyjom
Życie to je teatr, ino łono czasym je do żici. (Sylwek Szweda 30.03.2021)