Niedokończona jesienna fuga
( E9 As7 A H7 cis H7 A H7 )
E9 As7 A H7
A jeśli mnie dom buczyną spięty
cis H7 A H7
tej nocy przyjmie w swoje progi
E9 As7 A H7
zapalę gwiazdy w nocy głębi
cis H7 A H7
a sam zakwitnę polnym głogiem
cis H7 A0C0 cis A
Beskid kołysze się i szumi
E9 As7 H7 E H7
i chwiać się będzie drżeniem nieba
cis H7 A0 C0 cis A
i horyzontu zmieni drogi
E9 As7 H7 E H7
i umrzeć moim słowom nie da
Do końca drogi swej noc zmierza
i płoną drzewa w nocnym chłodzie
czy gościem będę w nim czy muszę
do domu swego wejść jak złodziej
A Beskid woła znak mi daje
pójdź oto droga już niedługa
i trwa świt złocąc wyświechtana
jesienna złotem biedna fuga…
24.12.1989
NIEDOKOŃCZONA JESIENNA FUGA - Sylwek Szweda z UPBzP
U Pana Boga za Piecem - Niedokończona jesienna fuga
Zaczęli jeździć z koncertami po całym kraju. Śpiewanie stało się ich źródłem utrzymania. Stali się profesjonalistami. Z czasem - jak twierdził Wojtek - zatracili pierwotny sens swego muzykowania, jakim było wspólne bytowanie, wspólnie przeżywana radość ze śpiewania, z bycia razem. Przez pewien krótki okres w latach 80-ych połączyli się z zespołem Wały Jagiellońskie, ale ta fuzja nie zdała egzaminu, nie stworzyła nowej jakości artystycznej. Jak się wkrótce okazało zwyciężył libertyński styl „Wałów” na niekorzyść kameralnej i poetyckiej „Bukowiny”. Niebawem w Wałach Jagiellońskich pozostał już tylko sam Wojtek, a i on wkrótce zrezygnował. Od tej pory występował sam, albo z towarzyszeniem dawnych przyjaciół z „Bukowiny”: Wojciechem Jarocińskim, Wacławem Juszczyszynem, Janem Hnatowiczem.
Zmarł w nocy z 3 na 4 maja 1985 r. w jednym z krakowskich szpitali. Jego pogrzeb odbył się w Busku Zdroju 8 maja 1985 r.
Zmarł w nocy z 3 na 4 maja 1985 r. w jednym z krakowskich szpitali. Jego pogrzeb odbył się w Busku Zdroju 8 maja 1985 r.
Na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Turystycznej „Włóczęga '85” w Zielonej Górze wystąpił gościnnie, akompaniując sobie samotnie na gitarze. Mówił swoje nowe wiersze, śpiewał nowe i stare piosenki - wśród nich i tę, którą uważał za najważniejszą i ulubioną:
MAJSTER BIEDA
Skąd przychodził, kto go znał,
kto mu rękę podał, kiedy
nad rowem siadał, wyjmował chleb,
serem przekładał i dzielił się z psem.
Tyle wszystkiego, co z sobą miał
Majster Bieda
kto mu rękę podał, kiedy
nad rowem siadał, wyjmował chleb,
serem przekładał i dzielił się z psem.
Tyle wszystkiego, co z sobą miał
Majster Bieda
Czapkę z głowy ściągał, gdy
wiatr gałęzie chylił drzewom
Śmiał się do słońca, śpiewał do gwiazd
Drogę bez końca, co przed nim szła
znał jak pięć palców, jak szeląg zły
Majster Bieda
Nikt nie pytał, skąd się wziął,
gdy do ognia się przysiadał.
Wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch -
znużony drogą wędrowiec boży
Zasypiał długo gapiąc się w noc
Majster Bieda
Aż nastąpił taki rok,
smutny rok - tak widać trzeba…
Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną
miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło
i choć niejeden wytężał wzrok,
choć lato pustym gościńcem przeszło,
z rudymi liśćmi - jesieni schedą -
wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Majster Bieda